Poznaj uczestniczki Akademii Rękodzielnika
Poznaj uczestniczki Akademii Rękodzielnika.
To był szalony rok. Pandemia, lockdownowa rzeczywistość, która twórcom rękodzieła szczególnie dała się we znaki. Zamknięte pracownie, odwołane warsztaty rękodzieła… Upadłości, zawieszenia działalności i poczucie bezradności.
Były też małe sukcesy, pierwsze przedświąteczne sprzedaże produktów rękodzielniczych, pierwsze warsztaty on-line, małe i większe przełomy. Miałam pisać i chwalić, jakież to sukcesy za nami. Uczestniczki Akademii rękodzielnika pracowały w tym szalonym covidowym sezonie na pełnych obrotach! Miałam pisać, co też udało się osiągnąć, tylko… po co? Stwierdziłam, że najlepiej mówią za siebie historie uczestniczek. Podglądaj je w sieci. Mam wrażenie, że będzie się u nich jeszcze dużo (ręko)działo
PS. JUŻ ZA CHWILĘ startuje kolejna edycja mojego flagowego programu wsparcia biznesowego dla Twórców rękodzieła.
Uczestniczki Akademii Rękodzielnika
Katarzyna Dorota Jakubowska
Z wykształcenia magister ekonomii, z zamiłowania rękodzielnik. Prywatnie żona, mama, młoda babcia. Oto ja, w kilku słowach.
Zainteresowanie rękodziełem wyniosłam z domu rodzinnego i rozwinęłam jako pasję w życiu dorosłym. W wolnych chwilach szyłam, dziergałam na drutach oraz szydełkiem, haftowałam, robiłam prostą biżuterię i ozdabiałam przedmioty techniką decoupage. Jednak zawsze wracałam do kolorowej, miękkiej dzianiny, zachłannie poznając różne techniki jej tworzenia.
Poza liczbami i rękodziełem uwielbiam wszystko, co kolorowe: własnoręcznie wykonywane remonty, uprawę kwiatów, rockową muzykę oraz intrygujące obrazy Mistrza Beksińskiego.
Po latach doświadczeń wiem, że tworzenie chust i szali o ciekawych fakturach i kolorach to moje przeznaczenie i droga życiowa. Pragnę dzielić się z moimi klientami tym, co potrafię najlepiej – miękkimi, kolorowymi dzianinami wysokiej jakości, które przyjemnie otulając, poprawiają samopoczucie i dodają uroku codziennej garderobie. Dlatego porzuciłam liczby ukryte w druczkach i formularzach i pracuję nad swoją marką rękodzielniczą Destiny’s Hands – barwne chusty i szale. Już niedługo będę mogła zaoferować kolekcję szali według autorskiego projektu w moim sklepie destinys-hands.pl >>
Emilia Sieczka
Mam na imię Emilka.
Długo czekałam, by pokazać, co robię w długie zimowe wieczory. I nadszedł ten czas, by zacząć się dzielić radością obcowania z niepowtarzalnymi rzeczami tworzonymi ręcznie, jednostkowymi egzemplarzami.
Zaczęło się dawno temu, gdy byłam małą dziewczynką, trochę chorowitą i nielubiącą czytać książek. Obok dwie wspaniałe kobiety: Mama i Babcia, z drutami, włóczkami, gałgankami w pobliżu. I jak tu nie złapać bakcyla Już nie wiem, czy najpierw nauczyłam się dziergać na drutach, czy na szydełku.
Z czasem porzuciłam druty (nie gramy tej samej melodii), za to szydełko zostało. Jest ze mną do dziś. Razem tworzymy misterne dekoracje – bieżniki, serwety i nie tylko. Powstają też swetry, bluzeczki, kocyki. Za krótkie ubrania dostają drugie życie, dzięki koronkowemu wykończeniu.
Szydełko to jedno, ale jest jeszcze maszyna i gałganki Tworzę z nich torby, torebeczki… Ale nie takie zwyczajne. Zawsze są niepowtarzalne, bo robione z sercem po długiej rozmowie osobą, która ma je używać. Torebki mają dodatkowe kieszonki, zakamarki. Niepowtarzalne wykończenie w postaci zindywidualizowanego haftu lub szydełkowej koronki.
A co do tego mają lalki, które widać na moich zdjęciach? Bo to lalki najbardziej kocham robić. Lalki i inne gałgankowe dziełka powstają, by wesprzeć Gosię, moje najmłodsze dziecko. Nasza Gosieńka boryka się z trudnościami rozwojowymi, poznaje świat troszkę inaczej. A mama, pełen pomysłów nauczyciel przedszkolny, chce ułatwić jej drogę do rozwoju. Pracując z dziećmi, widziałam, jak bardzo ich świat jest zdominowany przez plastik (głównie toporne, twarde lalki) i płaskie układanki / gry tekturowe. Zaczęłam szyć… i powiem Wam, że i mnie przyjemniej jest siąść z córą i pobawić się czymś, co jest miłe, ciepłe i miękkie w dotyku. Szyję laleczki dziewczynki, laleczki chłopaków i bobasy. Dzięki temu możemy bawić się w rodzinę, dom, odgrywać scenki z życia codziennego czy też tworzyć domowe teatrzyki. Laleczki świetnie sprawdzą się również podczas terapii i zajęć rozwijających kreatywność. Wyraziste twarze, ręce, nogi umożliwiają poznawanie przez dziecko schematu ciała. Laleczki mają zdejmowane ubrania. Przebieranie laleczek umożliwia dziecku ćwiczenie paluszków, dłoni i rąk oraz działania pod kontrolą wzroku. Oprócz tego kształtuje umiejętność zakładania garderoby w odpowiedniej kolejności. I wiele innych umiejętności.
Widząc, jaką frajdę sprawia nam zabawa szmaciankami, postanowiłam się tym dzielić.
Można mnie znaleźć na Facebooku:
Jako kreatywny człowiek, który nie potrafi odpoczywać (tak twierdzi moja rodzina), wciąż coś tworzę, łącząc techniki i materiały. Tak powstają różne, nieszablonowe rzeczy. Co roku tworzę ozdoby choinkowe. W tym roku króluje juta i koronka :).
Zapraszam do mojego świata i kontaktu. Razem możemy stworzyć coś wyjątkowego. Wspólne spotkania i rozmowa dają zawsze wiele radości, pozwalają poszerzać własne horyzonty i rozwijać twórczą wyobraźnię.
Dorota Witowska
Tkaniem zajmuję się od ponad trzech lat. Przygodę tę zaczynałam od prac na ramie i po roku spróbowałam swoich sił w tkaniu na krośnie. Dzięki warsztatom prowadzonym przez Panią Annę Bałdygę, w ramach Stowarzyszenia Akademia Łucznica, zapoznałam się z podstawowymi technikami tkackimi, które rozwijam na bieżąco. Rękodzieło rozwija we mnie kreatywność i wyobraźnię, w mojej głowie powstaje mnóstwo pomysłów. Mam nadzieję, że część z nich uda mi się zrealizować.
Lubię otaczać się rękodziełem, w szczególności rzeczami przeze mnie wykonanymi. Zawsze wykorzystuję naturalne materiały. Kocham len, bawełnę i wełnę. Interesuję się wystrojem wnętrz, stąd większość wykonywanych przeze mnie produktów to tekstylia domowe, przede wszystkim dywany. Uważam, że tekstylia do wnętrz odgrywają ważną rolę w tworzeniu poczucia komfortu i spokoju w domu. Poprzez teksturę tkaniny i kolorystykę wnoszę ciepło i oryginalność do każdego pomieszczenia, czego nie może zaoferować żaden inny rodzaj tekstyliów.
Moje prace inspirowane są prostotą w połączeniu z nowoczesną, minimalistyczną paletą kolorów. Używam tylko wysokiej jakości włókien naturalnych, aby stworzyć trwałe przedmioty.
Ponadto wykonuję na zamówienie elementy garderoby, przede wszystkim szale i szaliki, które poza wysoką jakością dają użytkownikom poczucie komfortu i przyjemność z użytkowania.
Dlaczego tkanie? Zamiłowanie do tkania odziedziczyłam po babci. Kiedyś w wielu wiejskich gospodarstwach domowych głównie kobiety tkały materiały użytkowe na krosnach, które teraz możemy spotkać w muzeach. Dzisiaj nie jest łatwo znaleźć nauczyciela tego rzemiosła, chociaż pomału tkactwo ręczne zaczyna się w Polsce odradzać. Byłam jednak uparta i znalazłam kurs. To były fantastyczne 5 dni spędzone w gronie ciekawych kobiet i nie tylko w pracowni. Nie było końca rozmów, nie pamiętam, kiedy przegadałam dnie i noce i wysłuchałam ciekawych historii innych osób. Nasza nauczycielka również stwierdziła, że nie miała jeszcze takich zapalonych kursantek. Wchodząc po raz pierwszy do pracowni tkackiej, wiedziałam tylko, jak wygląda krosno, do domu wyjeżdżałam z ogromnym entuzjazmem. Zakochałam się w tkaniu, a miłość trwa i pogłębia się
Anna Żurowska
Cześć, jestem Anna i uwielbiam tworzyć kartki. Dlaczego kartki? Bo mają duszę i potrafią powiedzieć więcej niż słowa. Kartki mają w sobie ogromną moc, magię i niepowtarzalny urok. Tworzę w różnych technikach rękodzielniczych, ale wszystko zaczęło się od kartek i właśnie je najbardziej kocham.
Późnym wieczorem lub wczesnym rankiem, gdy moi domownicy śpią, ja otwieram drzwi mojej pracowni, przygotowuję potrzebne materiały, uruchamiam wyobraźnię i realizuję napływające pomysły. Siadam i kleję, i tak mija godzina za godziną. Świat zewnętrzny przestaje dla mnie istnieć, znikają problemy, wątpliwości. A ja tonę w papierach i zatracam się w krainie mojej wyobraźni. Czy wy też tak macie? Niektórzy mówią mi, że nie mieliby cierpliwości, że to nie ich bajka. A mnie tworzenie kartek pozwala się wyciszyć i zrelaksować oraz dostarcza energii, aby móc podejmować kolejne wyzwania.
Nazywam się Anna Żurowska – rękodzieło to moja pasja od wielu lat. Początkowo tworzyłam dla siebie, rodziny, znajomych. Kilka lat temu zdecydowałam się otworzyć pracownię rękodzieła i florystyki (www.makiaart.pl).
Podstawą mojego działania jest jakość, rzetelność i indywidualne podejście do klienta. Chętnie podejmuję twórcze wyzwania będące odpowiedzią na pomysły i potrzeby moich klientów. To dzięki nim stale się rozwijam, sięgam po nowe techniki i tworzę nowe projekty. Dbam o to, aby moje prace były dopracowane w każdym szczególe i spełniały oczekiwania klientów. Większość moich prac realizuję na zamówienie, a każda z nich jest niepowtarzalna.
Tworzę przedmioty dekoracyjne i użytkowe, które mogą stanowić doskonały prezent lub być jego dopełnieniem. W swojej ofercie posiadam między innymi kartki i zaproszenia na różne uroczystości oraz inne papierowe cuda. Innym stałym asortymentem są szydełkowe torebki
i koszyki z bawełnianego sznurka. Ponadto na indywidualne zamówienie wykonuję przedmioty zdobione techniką decoupage oraz dekoracje świąteczne i okolicznościowe. Miałam okazję współpracować z fotografami tworząc zaproszenia na sesje zdjęciowe oraz etui na płyty CD.
Wyznaję zasadę, że w życiu ważne jest, aby robić to, co się lubi, co daje nam satysfakcję i napędza do dalszego działania mimo napotykanych trudności. Ja lubię pracę z ludźmi i dla ludzi. Rękodzieło mieści się właśnie w tym obszarze. Poza tym rękodzieło jest dla mnie nie tylko pasją, ale również sposobem na relaks. Pozwala na wyciszenie się w pędzie codzienności. Uwielbiam tworzyć w zaciszu mojej pracowni, a potem pokazywać te projekty innym. Ogromną radość sprawia mi uśmiech i zadowolenie na ich twarzach.
Moją pasją zarażam innych, dzieląc się z nimi wiedzą i doświadczeniem podczas warsztatów rękodzieła. Prowadzę warsztaty zarówno dla dzieci jak i dorosłych, indywidualne oraz grupowe. W tym obszarze współpracuję między innymi z domami kultury oraz firmami szkoleniowymi.
Jestem pełna energii i nowych pomysłów. Moje prace i nowe projekty staram się na bieżąco prezentować na FB na moim fanpage >>
a także na moim koncie na Instagramie >>
Agnieszka Mazurek
Zaczęło się… Myślę, że przy kuchennym stole moich rodziców. W kącie kuchni stała maszyna do szycia, przy pomocy której powstawały ubrania będące spełnieniem marzeń wielu kobiet. Dla mojej Mamy nie było rzeczy niemożliwych. Dlatego przy tym stole siadywaliśmy my – rodzina, ale i mnóstwo kobiet i dziewcząt, które przychodziły do przymiarki. Nie pamiętam sytuacji, że któraś wychodziła niezadowolona. To po pierwsze zasiało we mnie miłość do tkanin, ale też nauczyło mnie wsłuchiwania się w potrzeby i pragnienia innych tak, by każdy czuł się wyjątkowy. Od Mamy nauczyłam się również myślenia, że jeśli coś jest zrobione czyimiś rękoma, to ja również mogę się tego nauczyć. Wiele rzeczy już próbowałam robić, niektóre z lepszym bądź mniej udanym skutkiem. Ale próbowałam…
Potem były długie lata z dziećmi. Mam ich pięcioro. Kiedy większość mam wyprawiała swoich siedmiolatków do szkoły, moje zostawały w domu. Wtedy, 14 lat temu, edukacja domowa była nieziemskim pomysłem, niewielu zastanawiało się nad sensem szkoły czy reformowaniem podejścia do edukacji. W wielu kwestiach byliśmy pozostawieni samymi sobie i musieliśmy wymyślać sami nauczanie swoich dzieci. Sami ustalaliśmy sobie harmonogram nauki, wyznaczaliśmy cele (razem z dziećmi) , planowaliśmy krótko- i długoterminowe zadania. Była to niezła szkoła wytrwałości i cierpliwości, ale też nauka w przyjmowaniu porażek, ustalaniu priorytetów. No i kreatywności. Rękodzieło dawało mi w tamtym czasie możliwość odpoczynku od codzienności. Prócz tego musiałam czymś zająć ręce w czasie wielu godzin zajęć popołudniowych moich dzieci, gdy czekałam na basenach, w domach kultury czy innych miejscach. Wtedy powstawały upominki dla wszystkich moich znajomych – obrus szydełkowy, który podobał się mojej przyjaciółce, kocyk dla dziecka, które miało się urodzić, czapka i szalik dla przyjaciela. Każde niepowtarzalne i zrobione dla tej konkretnej osoby.
Po kolei przychodziły nowe umiejętności związane z szydełkowaniem, potem tkanie, plecenie makram, szycie. Głowę miałam pełną pomysłów, które skrzętnie notowałam w moim czerwonym zeszycie. Części z nich pewnie nie zrealizuję, ale chętnie do nich wracam.
W ogrodzie mam ponad 30 krzewów róż, każda inna, niepowtarzalna. Kocham ich unikalność tak samo, jak kocham piękno przedmiotów wytworzonych rękoma innego człowieka. W nim zawarta jest część z tej osoby, jej niepowtarzalny charakter. Jeśli jest zrobiony przy użyciu szlachetnych materiałów (takich jak naturalna wełna, jedwab, czy nasz polski len) jego piękno trwa przez długi czas.
Ale oprócz materiałów szlachetnych lubię wykorzystywać ponownie to, co już przestało spełniać swoje pierwotne zadanie. Studia z ochrony środowiska uwrażliwiły mnie na stan świata, który mnie otacza, i pozwoliły mi krytycznym okiem spojrzeć na to, jak niesamowite ilości dóbr konsumujemy i wyrzucamy. I zastanowić się, czy na pewno danej rzeczy nie da się wykorzystać ponownie. Z mojej ulubionej książki z dzieciństwa ”Dzieci z Bullerbyn” zapamiętałam opis pokoju, jaki jedna z mam urządziła dla swojej córki i dywanika, który utkała dla niej z resztek tkanin.
Obserwując moje kury, zauważyłam, że raczej nie siedzą w miejscu. Ciągle coś grzebią, szukając jak najlepszych kąsków. Podobnie ja – ciągle jestem w ruchu, ciągle coś robię. Czasem mam wrażenie, że doba jest za krótka na ilość pomysłów, które przychodzą mi do głowy. Stąd porozrzucane po całym domu listy „to do”, które pozwalają mi ogarnąć rzeczywistość tu i teraz.
Ewa Dudzic
Dzień Dobry, mam na imię Ewa i mam 55 lat. Chciałabym opowiedzieć Wam trochę o sobie. Jestem mamą dwóch dorosłych synów ora babcią dla dwójki wnucząt. Jestem szczęśliwą od 35 lat mężatką, jak również od 10 lat właścicielką wspaniałej suczki border collie.
Dlaczego jestem rękodzielnikiem? Robótki ręczne w moim życiu są „od zawsze” – bieżniki na szydełku, szaliki na drutach, sweterki dla dzieci robione na drutach w czasach, gdy w sklepach nic nie było, obrazki do kuchni robione krzyżykami i na koniec obrusiki wyszywane haftem richelieu.
Dzieci rosły i wymagały większego zaangażowania – praca, sprzątanie, wywiadówki, dojazdy do pracy i zarzuciłam wszelkiego rodzaju robótki. Czasami wyszyłam jakiś obrazek (brałam udział w V i VI edycji konkursu „Inspirujemy Kolorem”, wystawa była w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi).
Chłopcy dorastali, wyprowadzili się i wprowadził się pies, bardzo aktywny pies. Codzienne spacery, zabawy niezależnie od pogody, -25 st nie było przeszkodą w wyjściu na 1,5 godzinny spacer i obowiązkową zabawę.
Aż pewnego dnia znalazłam w popularnej sieciowej księgarni magazyn „Beading Polska”. I odkryłam świat koralików Toho, akcesoria do robienia biżuterii. Kupiłam i pokazałam koleżankom w pracy. A one do mnie: „Zrób nam takie bransoletki. Co nie dasz rady! Przecież umiesz robić takie rzeczy”.
I wylazło ze mnie coś, co zawsze w środku siedziało: „TY NIE DASZ RADY? NO KTO, JAK NIE TY?”. I zaczęło się. Co z tego, że umiem robić na szydełku, ale jak, do jasnej anielki, robi się te bransoletki. Odkryłam tutoriale na YouTube. A potem poszło: broszki, bransoletki, naszyjniki, wisiorki i dalsza nauka następnych technik robienia z koralików.
Ale ponieważ jestem duszą niespokojną, odkryłam następną gałązkę rękodzieła: zabawki z włóczki robione na szydełku. Zrobiłam pierwsze zabawki dla wnuczki, ciotecznych wnucząt. Co ja się nad nimi nadenerwowałam. Jak się robi to magiczne kółko? Dlaczego nie widzę tych oczek z tego Dolphina? Jak ja mam to zszyć? Ale poszło i powstało kilka(naście) zabawek. Po zabawkach odkryłam kolorowe chusty. I znowu kilka wieczorów z tutorialami i powstały chusty dla synowej, partnerki syna, przyjaciółki w prezencie pod choinkę. Dzieci dostały kocyko-kołderki, ale szycie na maszynie to nie moja bajka.
Jak zaczęły powstawać moje małe dzieła, to trzeba było je fotografować. Trzeba było to jakoś ogarnąć i stwierdziłam, że super aparat jest w telefonie i po przeczytaniu kilku szkoleń coś tam potrafię zrobić (powyższe zdjęcia są przeze mnie zrobione komórką). Zdjęcia zleciłam mężowi – lubi to robić i niech ma chociaż trochę wkładu w moją działalność.
Dlaczego tak bardzo się rozpisałam o tym co robię? Mimo posiadania umiejętności posługiwania się szydełkiem i drutami wielu technik musiałam się nauczyć. Musiałam znaleźć te informacje w internecie, w gazetach. Musiałam znaleźć te informacje sama, ponieważ nikt nie mógł mi pomóc – dzieci się wyprowadziły oraz musiało mi się przede wszystkim chcieć tego szukać. Nauczyłam się i chcę iść dalej. Chcę się dalej uczyć jak sprzedawać, jak zbudować stronę internetową, jak obsługiwać fanpage na FB oraz szukać dalszych technik robienia biżuterii z koralików czy wykonywania zabawek na szydełku. Chciałabym również nauczyć się robić inne rzeczy np. plecenia makramy, które niekoniecznie będę wykorzystywać w swojej działalności , ale chcę zgodnie z moją zasadą „Co? Ja nie dam rady?!”.
Na koniec: mimo że dzieci się wyprowadziły, nadal mam dużo zajęć i muszę być bardzo zorganizowana, aby wszystko pogodzić ze sobą: pracę, psa, obowiązki domowe, sprawy rodzinne i moją dodatkową działalność. I nadal się tego wszystkiego uczę.
Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że chociaż trochę mnie poznaliście.
P.S. Nurkować też się nauczyłam.
Karolina Kapustka
Wyobraź sobie miękki fotel, na nim koc, obok na drewnianym stoliku gorąca herbata z imbirem, a tuż obok mruczy głośno kot. Na ścianie wisi gobelin utkany z wełny, która jest szorstka i miękka jednocześnie, a w tle słychać tylko jednostajny szum jesiennego deszczu. Tak dla mnie wygląda idealny wieczór, kiedy najchętniej otwieram swoją przepastną szufladę z włóczkami i zabieram się do tkania.
Mam na imię Karolina i jestem tkaczką, projektuję także warsztaty twórcze. Mieszkam w Poznaniu, więc lubię, kiedy nic się nie marnuje – jeśli nie tkam z wełny, wykorzystuję materiały recyklingowe. Najczęściej są to stare ubrania, które przerabiam na „włóczkę”, z której realizuję projekty. Uwielbiam wszystko, co naturalne, staram się dążyć do prostoty w każdej dziedzinie życia – jeśli obiad, to zrobiony z lokalnych, sezonowych produktów, jeśli pieluszki dla synka – to wielorazowe, jeśli sprzątanie w kuchni – zamiast detergentów ekologiczne, samodzielnie robione czyściki. Jednak kiedy stanę przed wyborem – kupić nową naturalną wełną czy zużyć do tkaniny starą, nienaturalną koszulkę, pewnie jednak wybiorę to drugie.
Prowadzę warsztaty tkackie i uwielbiam to robić. Zawsze wiąże się to z pleceniem i to nie tylko włóczek! Chwila wytchnienia od codziennych obowiązków, konieczność skupienia się na „tu i teraz”, aby nie pogubić wątku, sprawia, że zabiegane mamy i babcie chętnie wygospodarowują chwilę czasu. Wśród śmiechów i dzielenia się przepisami na przetwory, sposobami na ogrodowe problemy albo zabawnymi historiami z życia swoich rodzin – tkają cuda. I robią to tylko po to, aby tworzyć coś wyjątkowego, bez oczekiwań czy będzie to praktyczne, potrzebne, przydatne. Uwielbiam obserwować ten proces, kiedy uczestnicy warsztatów przeobrażają się na moich oczach z kogoś, kto nie za bardzo wie, jak połączyć to pionowe z tym poziomym w twórców, którzy potrzebują mnie tylko do konsultacji jaka włóczka, osnowa i krosno będzie najlepsze do realizacji ich autorskich projektów, a splot płótna wykonują z zamkniętymi oczami.
Z kategorii rzeczy lubię/nie lubię. Kocham jesień, to czas spotkań, rozmów i miękkich tkanin! Lubię rzeczy przytulne i miłe w dotyku, dlatego takie są tworzone przeze mnie prace i miejsca. Kocham swetry i mam ich całą kolekcję, nie mogę się doczekać pierwszych chłodów, aby wyciągnąć je z szafy. Większość jest w kolorze niebieskim, który ubóstwiam i mam go wszędzie… Podobnie jak sznurki – to już chyba chorobliwe – poutykane w każdym pomieszczeniu mojego domu. Nie lubię ślimaków bez skorupki – zawsze obawiam się, że je nadepnę i usłyszę ten straszny dźwięk! Zadziwia mnie, że niektórzy potrafią zjeść takiego stwora, zwłaszcza że jestem wegetarianką.
Lubię długie spacery. Pewnie dlatego z pomocą cudownej ilustratorki Zuzanny Bartczak wydałam książkę pt. „Miastotwór”, która jest rodzajem artystycznego nieprzewodnika po Poznaniu. To publikacja dla rodzin, nauczycieli, każdego, kto ma ochotę zwiedzić miasto trochę inaczej – nie tylko spacerując, ale również wykonując twórcze zadania z bliskimi. Oparte są na zasadach warsztatów twórczych, które prowadzę. Ich głównym założeniem jest skupianie się na procesie, a nie efekcie końcowym oraz postawienie uczestnika w takiej sytuacji, aby wyzwolić jego kreatywność, innowacyjność, sprowadzić go z utartej ścieżki. Przykład? Zamiast zaproponować dziecku zadanie: „Narysuj pocztówkę z wakacji”, mówimy: „Zbuduj pojazd, który w sekundę może przenieść cię w miejsce, gdzie byłeś ostatnio na wakacjach. Umieść go w tym miejscu i zaplanuj, jak może sprawić, abyś czuł się w nim jeszcze lepiej. Wymyśl nazwę dla swojego wynalazku”. Tak, w dużym uproszczeniu, może wyglądać zadanie warsztatowe. W takich warsztatach często wykorzystuję materiały recyklingowe. Z dziećmi tworzę, a z nauczycielami pracuję nad ich własnym warsztatem pracy.
Zawsze miałam problem z zaklasyfikowaniem się do jednej szufladki – studiowałam jednocześnie Intermedia i Edukację artystyczną, zajmowałam się filmem i tkactwem, sztuką i pracą w przedszkolu. Jestem roztargniona i dobrze zorganizowana, sentymentalna i twardo stąpająca po ziemi. Ostatecznie stwierdziłam, że moja szufladka jest właśnie szufladką sprzeczności. Wierzę, że to dzięki nim mogę tworzyć rzeczy niepowtarzalne. A są takie, ponieważ nigdy nie tworzę dwóch takich samych prac. W przypadku gobelinów składa się na to kilka powodów. Przede wszystkim – materiał. Najczęściej recyklingowy lub z drugiej ręki. Każdy, kto kiedykolwiek był w sklepie typu second-hand, wie, że znaleźć tam dwa takie same przedmioty to święto (czasem nawet z butami jest problem ;). Ponadto tworząc gobelin, szukam takich kolorów, materiałów, aby jak najlepiej odzwierciedlały charakter osoby, dla której powstaje. Poza tym inspiracją dla moich prac jest Pismo Święte. Nazywam moje gobeliny „Cudami na patykach.” Do nazwy „Cud” zawsze dodany jest werset z Pisma Świętego, który odsyła do konkretnego fragmentu, będącego inspiracją dla gobelinu. Te wszystkie zmienne sprawiają, że nie ma szans na powstanie dwóch identycznych tkanin.
Czasem tworzę też mniejsze prace – Cuda, Cudaki, Cudeńka – zabawki, zakładki, biżuterię czy szydełkowe podherbatniki. Jest to świetny sposób na rękodzieło instant, kiedy w jednej ręce ma się półroczne niemowlę, a w drugiej wątek od zaczętej właśnie tkaniny. Wierzę, że „wszystko się da” – to tylko kwestia, ile czasu zajmie znalezienie sposobu na realizację planu.
Znajdziesz mnie tutaj:
Cuda na patykach – strona www >>
Akademia Rękodzielnika – rusza kolejna edycja!
Serdecznie zapraszam Was na strony uczestniczek Akademii Rękodzielnika. I przypominam, że niedługo startuje kolejna edycja mojego flagowego programu wsparcia biznesowego dla Twórców rękodzieła.
Zapraszam!
Agnieszka Gaczkowska / Oplotki.pl