Kilka słów ode mnie… czyli patent na spełnianie marzeń

spełnianie marzeń

 

Kiedy podzieliłam się wstydliwymi dziwactwami, otrzymałam od Was lawinę Waszych przepięknych dziwactw!

Wyłączacie telefon po 22 ot tak, żeby mieć święty spokój na sen. Wywalacie nadmiarowe rzeczy i zamawiacie te potrzebne przez internet, choćby sklep było widać z okna. Piszecie, że równo ułożone torebki z przyprawami to Wasza domowa misja, a biały ser z majonezem, czy jajecznica z serkiem grani… to norma!

Zakochałam się w tych dziwactwach!
To one nas tworzą!
To one sprawiają, że jesteśmy tak pięknie różnorodne.
To dzięki nim zaskakujemy siebie nawzajem i inspirujemy

 

Tak samo jest z marzeniami

Przywykłyśmy porównywać własne marzenia do jakiś plastikowych wzorów z okładek. Jakoś tak zawsze w takim przypadku moje marzenie o fajnym życiu na co dzień…wyglądało blado przy tych limuzynach i wakacjach w tropikach.

Ehhhh…

Dzisiaj tekst rozpoczynający serię dyskusji wokół książki.
Skoro książka to manifest spełnionego marzenia… to może odczarujmy dzisiaj te nasze marzenia?
Czy one koniecznie muszą być JAKIEŚ?
Takie super-hiper jak z okładki?

No właśnie!

 

Przegląd dziwnych marzeń

Zapraszam Cię na przegląd najdziwniejszych marzeń, które nosiłam w sobie i uważałam za [głupie, niewystarczające, naiwne… i tu wstaw dowolne oceniające pejoratywne określenie] …dopóki nie zaczęłam mówić o nich głośno… i nie odkryłam, że nie tylko ja marzę o takich małych-wielkich rzeczach!

 

Zagiąć czas

Marzyłam o tym, żeby doba miała minimum 48 godzin.
Zdążyłabym zrobić poranną jogę, zjeść śniadanie na siedząco, nie poganiać dzieci przed wyjściem. Może nawet pogadałabym z Jackiem trochę dłużej. Może nawet byłby prysznic z całym rytuałem szczotkowania ciała, czy co tam się teraz robi, aby zachować jędrne poślady. Może zamiast spotkań na Zoom ułożonych piętrowo, byłyby przerwy na oddech, patrzenie na zielone kwiaty, żeby oczy odpoczęły. Może nawet zaczętych po kątach domu robótek zaczęłoby ubywać, zamiast przybywać. No i oczywiście wieczór! Byłby wystarczająco pojemny, żeby była i książka, i Netflix, i czytanie z dzieciakami, i usypianie najmłodszej pięcioma kołysankami z miziankiem małych rączek. Byłby nawet jakiś czas na romantik kolację z Jackiem i może coś tam w bonusie ;P

I co?
I nie spełniło się?
Hm.

No właściwie nie, ale jednak tak!

Nie – nie wymyśliłam czaso-zaginacza (chociaż mogłabym przysiąc, że czas zwalnia, kiedy tylko dzieci zaczynają marudzić, a niebezpiecznie przyspiesza, kiedy odpalam serial i szydełko)…
Ale wymyśliłam sposób, żeby pomieścić to wszystko na raz.

Niektóre rzeczy zaczęłam robić w parach. Lupin + dzierganie. Kolacja i rozmowa. Kąpiel dzieci+jakieś tam zabiegi self-care dla mnie 🙂
Dzięki temu trochę zwolniło się miejsce na skupione godziny nad książką (ciągle porzucam w połowie i zaczynam kolejną, bo brak doby, ale jest progres – już nie piętrzę nieprzeczytanych po kątach domu). Zrezygnowałam z niektórych spotkań. Zostawiłam tylko priorytety – i jakoś udało się przerwy na jedzenie wcisnąć między Zoomowymi call’ami.

 

Patent na spełnianie marzeń

Nie spłynęło na mnie mistyczne oświecenie, jak pomóc Ci spełnić to marzenie, jeżeli śnisz o 48-godzinnej dobie, jak ja. Ale mam za to na czas (a właściwie nie-do-czas) niezły patent.

WYBÓR!

Nikt nam nie mówi, że go mamy!

Nie musimy słuchać zrzędzącej pani w spożywczaku. Szkoda czasu – możemy po prostu wyjść.

Nie musimy robić wszystkiego, bo wypada, bo trzeba, bo nie można inaczej… tylko dlatego, że ktoś nam tak powiedział!

Zamiast zaciskać zęby, spoglądając na zegarek, możemy po prostu powiedzieć NIE rozproszeniu… i wielkie TAK 24-godzinnej dobie złożonej z malutkich momentów, które ładują nasze baterie!

Ma sens?

Jeżeli tak… koniecznie poczytaj o następnym marzeniu.

spełnianie marzeń

 

 

Być piękną

No bo która dziewczynka nie chce mieć włosów jak Złotowłosa, nóg, jak Bambi, oczu, jak Dumbo i osobowości krystalicznie czystej, jak miks kreskówkowych księżniczek z domieszką siły charakteru rodem z Jeżycjady i jeszcze małych punktów indywidualnej supermocy zawodowej niczym prawniczka Ally McBeal z epickiego serialu.

Ja pierdziu!

Naoglądałam się tej papki kreskówkowo-serialowo-pop-kulturowej i wiecznie porównywałam do tych pięknych ludzi/postaci/charakterów.

Chłonęłam idealne ucieleśnienia cnót i nijak mi było do nich z tymi moimi niedoskonałościami.

Wiecznie (czułam się) brzydka, głupia, GORSZA!

I wiesz co…

Zrozumiałam, że to tylko plastik!

I wiem, brzmi naiwnie (no bo niby wiemy, że w tych bajkach to bujda na resorach), ale kiedy przetłumaczysz to sobie na:

„O rety, jaką ona ma super kieckę, i te jej nogi! Rety po trójce dzieci. Ja też trójka, ale moje tak nie wyglądają!”

„Jaaa! Ale ona napisała książkę, a ja co! Marzę o niej od 3 lat i nic mi nie wychodzi! A u niej siódemka dzieci i pewnie jeszcze większy kierat na co dzień niż u mnie! I napisała! I wydała!”

… to już zrozumiesz… o czym mówię.

 

Porównania…

Mamy tak

Nawet czasem nie zdając sobie z tego sprawy.

Wiecznie porównujemy.

Zazwyczaj do tych „lepszych”… więc i konsekwentnie to my wypadamy w takim zestawieniu jakoś słabo…i BOOM …mówienie o sobie „Jestem piękna taka, jaka jestem!” brzmi jak jakaś naciągana bujda na resorach.

Ale wiesz co…kiedy usłyszałam kiedyś od kumpeli (tej, co jej nogi po trójce podziwiam bezbrzeżnie): ”Ale Ci zazdroszczę tych silnych nóg i tyłka… jak ja nienawidzę tych moich szkieletorów!”, to wybuchło coś w mojej głowie! Ona ma te nogi! I porównuje je do moich! (!!!) i uważa, że jej są „gorsze”!!

BOOM w głowie.

Ponownie.

Jesteś piękna!

Wiesz?

I ja też!

I ONA też!

I On!

I tamci też.

 

Wszyscy jesteśmy!

Jesteśmy tak pięknie różni, a jednak ciągle porównujemy się w jakimś przedziwnym nawyku… to do tych, to do tamtych… do innych!

 

Zacznijmy widzieć siebie.

Akceptować.

To już pierwszy krok.

Taka trampolina do powiedzenia tej osobie w lustrze.

Wiesz, jesteś piękna!!!

 

Spróbuj!

Trudne jak cholera.

Ale wchodzi w nawyk.

I mocno uwalnia.

I przykleja uśmiech do twarzy jak na superglue, tak na dobre.

 

Jestem piękna!

I tak właśnie – z dnia na dzień stałam się piękna!

Ot tak!

Bez szczotkowania ud, żeby były najsuper-jędrne.

Bez make-upu level master.

Bez udawania kogoś „lepszego”, niż mi się wydaje, że (nie) jestem.

Po prostu tak zdecydowałam.

Tak postanowiłam.

Ty też możesz!

 

spełnianie marzeń

 

Być bogatą

No i powiedziałam to głośno.

Tak sekretnie zawsze marzyłam, żeby być bogatą.

Jakoś tak nigdy nie wypadało w domu o tym mówić.

W szkole też.

A przy kliencie – O rety! TO już grzech numer uno! Bo przecież pomyśli, że chcesz wyzyskać, oszukać, skroić z gotówki na dobre.

 

Ciągle wydawało mi się, że Ci ludzie z kilkoma domami, super furą, i toną gotówki na spełnianie kaprysów…to jacyś ŹLI ludzie. W jakiś irracjonalny sposób brzydziłam się czymś takim, ale jednocześnie zazdrościłam.

 

Dopóki nie poznałam jednej z takich osób. I kolejnej. I kolejnej.

I wtedy BOOM!

Mój mózg wybuchł ponownie.

To są normalni ludzie>!?!

Zapracowali na to, co mają konsekwencją, siłą charakteru, charyzmą, kreatywnością.

Wykorzystali sytuację, znajomości, podpowiedzi mentorów…po prostu chcieli być w konkretnym miejscu i zapracowali, żeby tam być.

 

Poznałam też ciemniejszą stronę.

Przepracowanie.

Strach o bliskich.

Kiedy usłyszałam historię porwania dziecka (Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, no nie?!? – krzyczało moje wnętrze, kiedy jej słuchałam!) …zobaczyłam drugie dno bogactwa. A raczej częsty jego brak.

 

Spokój ducha.

Zdrowie.

Równowaga.

Rodzina.

Bliscy.

CZAS.

 

Jestem MILIONERKĄ!!!

Autentycznie!

Tójka zdrowych, uśmiechniętych (no, kiedy nie drą się na siebie) dzieciaków. Kochający mąż (potrafi wkurzyć, ale jest raczej z tych „dobrych ludzi”), fajna praca, pieniędzy tyle, że starcza na jedzenie, ubranie, fajne kolorowe życie i wakacje od czasu do czasu (no dobra, kredytowy stresik jest, ale kto go dzisiaj nie ma). MAM WSZYSTKO. A nawet więcej!

Inspirujący ludzie dookoła…

Równowaga.

Rodzina… ale przede wszystkim

CZAS!

… żeby pisać takie teksty.

… żeby zastanowić się czasem.

… żeby się zatrzymać

i docenić.

 

Czas na marzenia

I by marzyć.

Oczywiście dalej marzę… O cudach na kiju też.

Ale kiedy tak sobie popatrzę na te meta-marzenia, które łączą nas wszystkich… to często mi wychodzi, że one już się spełniły.

 

Okazało się, że już żyję w świecie swoich własnych marzeń.

Tylko czasem tego wcale nie dostrzegam.

A może Ty też?

 

A Ty?

O czym marzysz?

Może czujesz, że BOOM!

Twoje marzenie już się spełniło, tylko gdzieś w pędzie codzienności nie udało się tego zarejestrować?

 

Koniecznie podziel się Twoim marzeniem!

O wiele łatwiej jest je spełniać, kiedy wypowiesz je głośno!