Firmowej sagi część siódma…
Ta historia zaczęła się już jakiś czas temu. Jej początki nie były proste. Jeśli chcesz przeczytać firmową sagę po kolei, historię przedsiębiorczości, budowania pewności siebie i stawiania na rękodzielniczy biznes, zaglądaj tutaj:
Część pierwsza – https://oplotki.pl/czterdziestolatka/
Część druga – https://oplotki.pl/przedsiebiorczosc-krok-drugi/
Część trzecia – https://oplotki.pl/projekt-unijny/
Część czwarta – https://oplotki.pl/krew-pot-i-lzy/
Część piąta – https://oplotki.pl/6522-2/
Część szósta – https://oplotki.pl/kolejne-oczekiwanie/
Dziś natomiast zapraszam Cię na ciąg dalszy.
Małgosia Strzelecka
Odliczanie pokryło się z lotem do słonecznej Italii, a że latać nie lubię jak rzadko czego (jak brukselki i kożucha na mleku, o), to wiedziałam, iż mój wyjazd z przyjaciółkami będzie pełen emocji i łez (smutku albo radości, a na pewno lęku).
Gdy tylko dojechałyśmy na lotnisko w Berlinie i dochodziła 11 – godzina, podczas której obiecywano ujawnienie wyników, rozpoczęłam telefonowanie. Ogłoszenie jednak przesunięto o godzinę. Tuż przed zajęciem miejsca w samolocie zadzwoniłam kolejny raz, tym razem opóźnienie zrobiło się dwugodzinne. Cały niemal lot do Wenecji zastanawiałam się, czego bać się bardziej – kolejnej porażki, czy katastrofy w ruchu powietrznym. Całe szczęście gdzieś nad Alpami załapałam kontakt z przyjaznym i rozmownym Amerykaninem z NY i przegadałam z nim paskudniejsze lądowanie, on się śmiał, gdy huśtało nami jak na karuzeli, ja tłumiłam krzyki w gardle…
Po lądowaniu nadal nie było wiadomo, kto może się cieszyć, a kto raczej nie. Zdążyłam dojechać do Padwy, a informacji nadal nie było. Moja skrzynka mailowa, odświeżana co minutę, zmieniła kolor na czerwony.
Uwinęłyśmy się z rozlaniem prosecco, z wymieszaniem spritza, z rozpakowaniem prezentów i wtedy, opóźniony z sześć godzin, przyszedł TEN mail. Mail z zakodowanymi wynikami, podanymi nie w nazwiskach a w numerach.
I zgadnij, co? Nie pamiętałam swojego.
Widziałam zatem wyniki, widziałam na grupie, kto się cieszy, a kto nie, a ja ciągle nie widziałam, do której grupy zaraz dołączę. Zadzwoniłam więc kolejny raz do managerki projektu i spytałam wprost, po której stronie listy jestem.
Byłam po tej bardziej radosnej!
Wcale nie lepszej, bo znałam już smak bycia tuż pod kreską i było mi zwyczajnie żal tych osób. Tym razem jednak mogłam zacząć świętować. Nie tylko szczęśliwe lądowanie, ale także fakt, że już niebawem otworzę swoją firmę i zacznę nowy etap w moim życiu. Będę przedsiębiorczynią!
Dziś mija pół roku od dnia, w którym rozpoczęłam działalność. To niebywale krótko, wiem, ale jakieś spostrzeżenia już mam.
Podzielę się nimi z Wami już w kolejnym, ostatnim odcinku mojej firmowej sagi.
Stay tuned, jak mawiają Anglimerykanie.
Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?
POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH
i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę
Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.
Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.
Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.