Nierejestrowana działalność gospodarcza – często w oplotkowej skrzynce pojawiają się pytania związane z tym zagadnieniem. Wiadomo! Prawno – księgowe wymagania często nie są zbyt zrozumiałe dla zwykłych ludzi. Dlatego poprosiłyśmy o pomoc Justynę Broniecką – prelegentkę II edycji konferencji Handmade Biz Summit, aby rozwiała część wątpliwości.

Zapraszamy do lektury wpisu autorstwa Justyny.

Świat rękodzieła oferuje nie tylko satysfakcję tworzenia pięknych przedmiotów, ale także szansę na zarabianie. Czy wiesz, że istnieje sposób, aby legalnie zarabiać na swoich pasjach bez konieczności zakładania firmy? Nierejestrowana działalność gospodarcza (NDG) to opcja, którą warto rozważyć, jeśli chcesz przekształcić swoje rękodzielnicze umiejętności w źródło dochodu.

Jak zacząć legalnie zarabiać bez firmy w rękodziele

Rękodzieło stało się dziedziną o rosnącej popularności, a wiele osób odkrywa, że ich wyjątkowe umiejętności mogą przynosić realny zysk. Nierejestrowana działalność gospodarcza umożliwia legalne rozpoczęcie tego procesu bez konieczności zakładania oficjalnej firmy. Aby zacząć:

  1. Określ swoją niszę: Zastanów się, w jakiej dziedzinie rękodzielniczej jesteś najlepszy. Czy to biżuteria, ceramika, haftowanie czy coś zupełnie innego? Znalezienie swojej niszy pomoże ci skupić się na konkretnych produktach.
  2. Przygotuj ofertę: Wybierz produkty, które chciałbyś sprzedawać. Mogą to być unikatowe ozdoby, dekoracje czy praktyczne przedmioty. Upewnij się, że są one dobrze wykonane i spełniają oczekiwania klientów.
  3. Określ cenę: Dokładnie oblicz koszty produkcji oraz uwzględnij swoją pracę. To pomoże ci ustalić atrakcyjną cenę, która zarówno pokryje koszty, jak i przyniesie zysk.
  4. Promocja: Załóż konto na platformach społecznościowych lub twórz własną stronę internetową, na której pokażesz swoje produkty. Dzięki tym narzędziom możesz dotrzeć do potencjalnych klientów.
  5. Zysk. Rozliczaj swoje przychody za pomocą NDG bez konieczności rejestracji firmy. 

Jakie są zasady korzystania z NDG

Nierejestrowana działalność gospodarcza jest legalna, ale istnieją pewne zasady, których należy przestrzegać. Główną zasadą jest to, że osoba prowadząca taką działalność nie jest przedsiębiorcą w rozumieniu prawa. Oznacza to, że nie ma prawa do korzystania z ochrony przysługującej przedsiębiorcom, takiej jak ubezpieczenie społeczne czy wynagrodzenie z tytułu urlopu.

Spełnienie dwóch warunków jest kluczowe, aby móc skorzystać z nierejestrowanej działalności gospodarczej (NDG). Pierwszym z nich jest utrzymanie swojego przychodu poniżej ustalonego minimum. Obecnie ta granica wynosi 75% minimalnego wynagrodzenia. W drugiej połowie roku 2023 minimalna płaca kształtuje się na poziomie 3600 złotych, więc Twoje dochody nie mogą przekroczyć kwoty 2700 złotych. W miarę wzrostu płacy minimalnej, wzrośnie również próg dochodów. Drugi warunek dotyczy historii działalności – jeśli nigdy wcześniej nie prowadziłeś działalności gospodarczej, albo prowadziłeś, to od zamknięcia tej działalności powinno minąć przynajmniej 60 miesięcy (czyli 5 lat).

Jeżeli spełniasz te dwa warunki, nic nie stoi na przeszkodzie, abyś rozpoczęł swoją przygodę z NDG. 

Czy można rozliczać koszty w NDG

Tak, korzystając z NDG, możesz rozliczać pewne koszty związane z twoją rękodzielniczą działalnością. Mogą to być koszty materiałów, narzędzi, opakowań czy koszty promocji. Pamiętaj, że zachowanie dokładnej ewidencji jest kluczowe dla prawidłowego rozliczenia się z fiskusem.

Pamiętaj jednak o prowadzeniu dokładnych zapisów, aby móc odpowiednio rozliczyć się z fiskusem. Poprzez dokładny zapis mamy na myśli potwierdzenie poniesionego kosztu fakturą imienną. Bardzo ważne jest to, że w przypadku ewentualnej kontroli Twoimi kosztami mogą być zakupy, co do których nie ma żadnych wątpliwości, że są Twoje. Dlatego potrzebna jest faktura imienna, a nie zwykły paragon. 

W przypadku rękodzieła typowymi kosztami są: zakup materiałów, półproduktów, koszty reklamy, koszty domeny, czy utrzymania sklepu internetowego. Ale również koszty szkoleń, czy książek branżowych. 

Jak się rozliczyć z NDG

Rozliczanie z NDG jest mniej formalne niż w przypadku tradycyjnej firmy, jednak nadal wymaga odpowiedniej dbałości. Skorzystaj z formularzy podatkowych przeznaczonych dla osób prowadzących nierejestrowaną działalność gospodarczą. W nich uwzględnisz swoje przychody oraz koszty, a także zapłacisz podatek dochodowy.

Rozliczenie z nierejestrowanej działalności gospodarczej odbywa się rocznie na PIT 36. Wpisujesz do niego swoje przychody oraz koszty związane z NDG. Ważne jest to, że w trakcie roku nie opłacasz żadnych zaliczek na podatek PIT. Twoim obowiązkiem jest prowadzenie ewidencji przychodów i kosztów np. w excelu. Na koniec roku sumujesz je i wpisujesz do odpowiednich pozycji na PIT-36, który należy złożyć do końca kwietnia za rok poprzedni i wtedy też należy opłacić należny podatek. NDG rozliczamy wg progów podatkowych, a tym samym dochody do 120 tys rocznie będą miały podatek 12%, nadwyżka będzie podlegała pod podatek 32%. 

Nierejestrowana działalność gospodarcza to doskonała opcja dla pasjonatów rękodzieła, którzy chcą legalnie zarabiać na swoich umiejętnościach. Przy odpowiednich zasadach i rozsądnym podejściu możesz przekształcić swoje pasje w źródło dodatkowego dochodu. Pamiętaj jednak, że mimo mniej formalnej natury NDG, zasady uczciwości, jakości i prawa zawsze powinny być na pierwszym miejscu.

Justyna Broniecka

Przedsiębiorca, menadżer. Od prawie 10 lat właścicielka i twarz marki ZUS to nie MUS. Jej misją jest edukacja i uświadamianie klientów odnośnie systemu podatkowego Chce, aby przedsiębiorcy wiedzieli jakie są możliwości oraz z czym wiążą się poszczególne wybory. Przeszkoliła ponad 5 tys osób. Jest często zapraszana na konferencje, wykładowca w szkołach wyższych. Jej szkolenia i wystąpienia oceniane są jako praktyczne, użyteczne i ciekawe. Fanka logicznego myślenia oraz ułatwiania sobie życia.

Od prawie 10 lat członek międzynarodowej organizacji Toastmasters, gdzie doskonali swoje umiejętności przemawiania publicznego oraz zarządzania. Otrzymała tam najwyższy tytuł DTM (Distinguished Toastmaster). Prywatnie pasjonatka podróży, szczególnie do Afryki.

Jeżeli już wiesz, że nierejestrowana działalność gospodarcza może się sprawdzić w Twoim przypadku, ale potrzebujesz dodatkowego wsparcia skorzystaj ze specjalnie przygotowanego poradnika, który raz na zawsze rozprawi się z wszelkimi pytaniami i niejasnościami.

Poradnik Nierejestrowana działalność gospodarcza to książka przygotowana dla tych, którzy m.in. szukają sposobu na legalne rozliczenie dodatkowych przychodów poza swoją normalną pracą, czy okresem bycia na urlopie macierzyńskim/wychowawczym.

Dzięki niemu:

  • nauczysz się właściwie rozliczać przychody i koszty za pomocą NDG,
  • dowiesz się, jakie formalności będą dla Ciebie obowiązkowe,
  • dowiesz się, jak łączyć inne źródła przychodów z NDG,
  • otrzymasz wzór formatek i niezbędnych dokumentów do prowadzenia NDG.

A tak mówi o nim Agnieszka Gaczkowska:

„Z przyjemnością przeczytałam książkę o działalności nierejestrowanej. Napisana dostępnym językiem, w bardzo przejrzysty sposób wyjaśnia, co to działalność nierejestrowana, kto może z niej skorzystać i na co uważać podczas jej prowadzenia. Takiej pozycji od dawna brakowało na rynku. Najbardziej doceniam praktyczne przykłady, które w bardzo jasny sposób pokazują działanie przepisów dotyczących działalności nierejestrowanej w praktyce. Świetnie pokazany przegląd najpopularniejszych branż, które z tego rozwiązania fiskalno-prawnego mogą skorzystać. Strzałem w dziesiątkę są krótkie, ale treściwe rozdziały będące odpowiedziami na konkretne pytania. Oczywiście cieszę się, że będę ją mogła polecać klientom, z którymi pracuję nad fundamentami biznesu handmade.”

*Odnośniki powyżej są linkami afiliacyjnymi.

Nagranie prelekcji Justyny o nierejestrowanej działalności gospodarczej oraz wiele innych można było oglądać bezpłatnie w trakcie trwania konferencji Handmade Biz Summit 2023. Wciąż można jeszcze wykupić dostęp do tych materiałów i korzystać z nich aż do końca sierpnia 2024 roku lub zapisać się na listę osób zainteresowanych konferencją. Po szczegóły odsyłam na stronę konferencji – wystarczy kliknąć grafikę poniżej:

Dziś będzie nietypowo. Oddaję głos Ani z naszego OPLOTKOWEGO TEAMU.

 

Gdyby ktoś spytał mnie 20 lat temu, czy wiążę swoją działalność zawodową z rękodziełem, spojrzałabym na tę osobę, najdelikatniej mówiąc, ze zdziwieniem na twarzy. Ba! 15 lat, 10 lat, a nawet 5 lat temu zareagowałabym w ten sam sposób.

Dobrze pamiętam, kiedy ta myśl po raz pierwszy pojawiła się w mojej głowie. Taka nieśmiała i wątła: „A może by tak…”

Szczerze mówiąc, na początku potraktowałam ją jako jeden z tych żartów, który kończy się opluciem monitora kawą. Bo niby jak? Potem włożyłam do zakładki marzeń, w rodzaju tych „spędzić miesiąc w uroczym domku na Bora-Bora”.

Byłoby wspaniale, ale nie czarujmy się…

To niewiarygodne, jaką ewolucję może przejść jedna mała myśl, prawda? Szczególnie że dzisiaj rękodzieło, które daje zarobić na chleb, nie jest już moim marzeniem, jest faktem, choć mogłabym nawet powiedzieć, że staje się trampoliną do zawodowego rozwoju, który zmierza w całkiem innym kierunku…

Ale ja właściwie nie o tym chciałam, a o tym, skąd ta mała myśl się we mnie zrodziła? Odpowiedź jest prosta – dzieci. Patrzyłam na nie i zastanawiałam się, co im przekażę, gdy wrócę do pracy, której nigdy nie lubiłam, w której nie czułam się dobrze. Frustracja, zmęczenie, stres… Ale co, jeżeli nie podołam?

Wiem, że nie jestem jedyną osobą, której przyszło się zmagać z podobnymi dylematem. Wielu rękodzielników postawiło wszystko na jedną kartę, bardzo często w „najgorszym” momencie swojego życia. Chyba tylko nieliczni od początku wiedzieli, że kroczą właściwą ścieżką, choć – jak sądzę – niepozbawioną wątpliwości.

Ciekawa jestem, jak było z Tobą?

Pamiętasz tę iskrę, która kazała Ci zaryzykować, spróbować? A może jesteś jedną/jednym z tych, którzy wiedzieli? Co Tobą kierowało? Łatwo zapomnieć o tym, od czego wychodzimy, o tych pierwszych powodach naszych decyzji. Szczególnie w trudnych czasach, gdy problemy zdają się walić drzwiami i oknami.

Taka retrospekcja pozwala odnaleźć umykający sens, zweryfikować cel albo po prostu podjąć decyzję. Zacząć znów działać, na przekór wymówkom, które czasem potrafią przybrać nietypowe kształty…

Czy moje wybory pomogą moim dzieciom zwojować świat? A może przeciwnie? Czy wychowuję liderów, czy tchórzy?

Wspominała też o tym Agnieszka w jednym ze swoich tekstów (do poczytania tutaj >> i do posłuchania tutaj >>), który wywołał niezłą burzę, o czym z kolei można posłuchać tutaj >>

Zachęcając do refleksji, przesyłam dużo ciepła i pozytywnej energii!

Anka z ekipy Oplotek

dołącz do akademii rękodzielnika dołącz do akademii rękodzielnika

Nasze ścieżki splotły się podczas wspólnej pracy w Akademii Rękodzielnika. Chyba ani Ania, ani ja nie przypuszczałyśmy, że rękodzielnicze zmagania nabiorą takich kształtów 🙂

Teraz nie wyobrażam siebie pracy nad OPLOTKI bez Ani refleksji, obsługi Facebooka, studzenia szalonych pomysłów. To dzięki niej skutecznie zamieniam ILOŚĆ na JAKOŚĆ.

I niby zaczęło się od mojego Ani pomagania, a teraz to wraca!

A jak to jest u Ciebie? Czy w Twoim rękodzielniczym świecie też pojawiły się takie nieoczekiwane zamiany ról?

Agnieszka Gaczkowska

spotkania w akademii rękodzielnikaakademia rękodzielnika

 

SIGRUN LIVE – Coroczna konferencja uczestników programu SOMBA

Coroczna konferencja dla uczestników programu online MBA (SOMBA) –  SIGRUN LIVE, organizowana przez moją mentorkę SIGRUN w połowie listopada w Zurychu, to wydarzenie, które skutecznie ładuje moje baterie w tym jesienno-zimowym okresie „nicniechcenia”. Postanowiłam podzielić się tym ciepłem.

Dogrzewajmy się, bo zapał stygnie, kiedy za oknem zimno, a robota sama się nie zrobi :).

W wydarzeniu biorą udział studenci SOMBA (online MBA, o którym więcej dowiesz się we wpisie: co to jest SOMBA), czyli rocznego programu budowania biznesu online, a także uczestnicy bardziej zaawansowanych programów, takich jak SOMBA MOMENTUM – gdzie większy nacisk kładzie się już na budowanie wirtualnego zespołu, wzrost biznesu i jego skalowanie oraz automatyzację, (obecnie sama uczę się w tym programie) – oraz VIP MASTERMIND i RED CIRCLE (programy dedykowane rozwojowi w roli lidera danego rynku, danej branży).

Natłok pozytywnych wrażeń, emocje i ogromne zmiany w mojej głowie. Jak to wszystko ubrać w słowa?!

Spróbuję.

Gdzieś trzeba zacząć

Do programu SOMBA dołączyłam w 2017 roku – wydaje się, że wieki temu, ale nie brałam udziału w pierwszej konferencji. Podróż z Poznania do Zurychu i koszty całego przedsięwzięcia przerosły mnie. Jakoś nie mogło mi się pomieścić w głowie, dlaczego ludzie pędzą tak daleko, żeby pobyć 1-2 dni w towarzystwie ludzi, których i tak na co dzień widzą dzięki wideorozmowom w programie…

Pomimo tego, że bilet na wydarzenie jest dla uczestników programu SOMBA nieodpłatny (wliczony w program), to jakoś nie mogłam pojąć, co tak cennego mogłabym wynieść z wydarzenia „na żywo”, czego nie dostałabym w programie.

A później oglądałam zdjęcia szalonych – jak mi się wtedy wydawało – babek, poubieranych w czerwone szaty i tak samo ubarwione dodatki i myślałam sobie: O CO TU CHODZI?!

Jeszcze wtedy nie rozumiałam, nie „czułam” tego, ale intrygowało mnie to, co malowało się na ich twarzach: spełnienie, poczucie wspólnoty, misji, jakaś taka wyrażona posturą ciała i mimiką twarzy MOC.

Tak! To właściwe słowo! MOC SPRAWCZA!

MOC działania, MOC brania spraw w swoje ręce. MOC robienia wspólnie czegoś większego niż każda z tych kobiet z osobna.

Jestem stałą bywalczynią konferencji biznesowych, wydarzeń rozwojowych, spotkań networkingowych i mniej oficjalnych kobiecych „kręgów”, jednak energii, która malowała się na twarzach tych kobiet, jakoś nie zdarzyło mi się poczuć na żadnym z eventów. Wiedziałam, że w 2019 do Zurychu jadę pełna ciekawości i otwarta na tę MOC.

Już wtedy wiedziałam, że kolejnej edycji SIGRUN LIVE nie przegapię

Wyjazd planowałam na długo przed październikiem 2019. Przy dwóch maluchach w domu i trzecim w drodze nie obyło się bez logistyki, wsparcia rodzinnego, oświadczeń lekarskich (= pozwoleń na lot w takim stanie), uważnej organizacji noclegu, czasu przelotu, dojazdu na miejsce. Ekscytacja rosła z dnia na dzień. Dodatkowo podsycał ją fakt, że uczestnicy SOMBA, zadający sobie trud przybycia z Nowej Zelandii, Australii i ponad 80 krajów z całego świata tylko na to wydarzenie, dawali podstawy do oczekiwania „fajerwerków” (ciągle nie rozumiałam, dlaczego ktoś przemierza pół świata dla konferencji/spotkania na żywo).

Już na miejscu, jeszcze przed dniem rozpoczęcia konferencji…

Wraz z koleżankami z programu podnosiłyśmy poziom ekscytacji u wspólnych znajomych (Aniu! Kamilu! Te cowieczorne uczty przejdą do historii, podobnie jak urodzinowa niespodzianka Kasi (o niej jeszcze wspomnę) – o której już pewnie nie raz wspominałam.

Nie wiem, jak wyglądają Twoje wypady „biznesowe” lub konferencje. Dla mnie to była pierwsza konferencja, podczas której byłam podwożona i „zaopiekowana” jak VIP VIP-ów, a poranne dojazdy na każdy z dni wydarzenia były niemniej ekscytującą częścią całej przygody.

Ale tę część historii skończę tutaj, bo to już zupełnie inna bajka. Po przydługawym wstępie przechodzę więc do konkretów :).

(Aniu! Kamilu! Michelle! Laura! Bez Was to nie byłoby to samo!)

Ciebie pewnie bardziej interesuje SIGRUN LIVE 😉

Wejście jak wejście. Odrobina niepewności, identyfikatory, lobby Crowne Plaza Zurych, nowe twarze i… BEAAAM! Twarze, które znałam tylko z rozmów wideo, wspólnych konsultacji, godzin pracy nad strategią OPLOTKowego biznesu nagle materializują się przede mną!

Jakie to dziwne uczucie móc dotknąć, wyściskać serdeczne koleżanki, których właściwie nigdy się na „własne oczy” nie widziało! Jakaż przedziwna specyfika tych naszych biznesów online…

Małe i wielkie rozmowy, pierwsze kawy i start!

Dla ścisłości – SIGRUN LIVE to jeden dzień konferencyjny (o nim za chwilę) – ja brałam udział w dodatkowym dniu (poprzedzającym SIGRUN LIVE) ze względu na udział w programie MOMENTUM. To nieco bardziej kameralne wydarzenie, w większym stopniu o charakterze warsztatowym, ale co za tym idzie – większy „odsetek” osób, które bardzo dobrze znam z codziennej wymiany wiedzy. Nie muszę chyba tego opisywać, bo zdjęcia oddają w pełni, jak szybko atmosfera z nieco nieśmiałej ewoluowała w „klimat imprezy”.

Agenda warsztatów, sesji mastermind’owych, przerwy na posiłki, prelekcje i inspirujące wystąpienia były realizowane z iście szwajcarską precyzją. Co do minuty zaplanowano cały dzień, a każda z najdrobniejszych części wydarzenia wzmacniała wrażenia poprzedniej. Nawet ułożenie stolików przemyślano w taki sposób, aby zmaksymalizować kontakt między uczestnikami, a rotacja pozwoliła na elastyczną wymianę myśli między wszystkimi uczestnikami.

Dla mnie osobiście wielką wartością były bardzo szczegółowe analizy modeli biznesowych wyrywkowo zapraszanych na scenę uczestniczek programu oraz wspólne oceny ich ostatnich kampanii sprzedażowych. Bez litości i z detalami przyglądaliśmy się błędom oraz sukcesom. Nawet najmniejsze szczegóły nie pozostawały bez komentarza. Przytaczane historie uczestniczek i ich wcześniejszych perypetii biznesowych mocno otwierały oczy na własne możliwości, które – jak się najczęściej okazuje – mamy tuż przed własnym nosem tak wyraźne, że po prostu ich nie dostrzegamy, dopóki koleżanki z programu nie wskażą ich palcem!

Oczywiście, w końcu miałam okazję poznać moją mentorkę „na żywo” – charyzma internetowa to zaledwie wierzchołek góry lodowej pokładów energii tej kobiety. Wiem, że to, co robi dla równouprawnienia kobiet i mężczyzn, przejdzie do historii.

Nie będę roztrząsać licznych wniosków dotyczących OPLOTKowej strategii rozwoju, bo wolę, kiedy przekonasz się o słuszności tej strategii w praktyce (bez obaw, na pewno będę się dzielić wnioskami w corocznych podsumowaniach OPLOTKowych).

Ale podzielę się refleksją na temat wspólnego „mastermindowania”.

W skrócie to taka technika pomagania sobie nawzajem – bardziej w relacji rówieśniczej niż mentor-uczeń. Wszystkie uczestniczki MOMENTUM mają jednocześnie dostęp do materiałów zgromadzonych w bibliotece programu SOMBA. Okazuje się, że po przekroczeniu pewnego progu wiedzy i umiejętności dotyczących biznesu online, kluczowym dla dynamicznego rozwoju (spowodowanego generowaniem nowatorskich rozwiązań dla klientów) staje się właśnie umiejętność czerpania inspiracji z branż totalnie różnych niż nasza. To właśnie mastermind – grupa przedsiębiorczyń działających (z pozoru) w różnych branżach. Łączy nas jedynie fakt, że wszystkie prowadzimy szeroko rozumiane biznesy online oraz to, że nieustannie poszukujemy innowacji, wzrostu oraz samorozwoju. No i każda z nas identyfikuje się z misją SIGRUN – Accelerate Gender Equality Through Female Entrepreneurship”. Świadomie cytuję angielski zwrot, bo to nasze „domykanie luki płacowej poprzez wspomaganie kobiecej przedsiębiorczości” jakoś nie oddaje w pełni całej idei.

To zdjęcie polskiej grupy mastermind – jest nas coraz więcej w programie SOMBA :). A to tylko malutka część społeczności.

Jeżeli (jak ja) właśnie tego szukasz, biorąc udział w różnego rodzaju konferencjach i spotkaniach networkingowych, to mogę Ci zagwarantować, że tak intensywnej konferencji dla przedsiębiorczych kobiet nie znalazłam jeszcze nigdzie – ani w kraju, ani za granicą. Już po kilku godzinach skrzętnie notowałam plany gotowe do wdrożenia, strategie niewymagające kosmicznych nakładów pracy oraz szalone pomysły, które długo wydawały się nie do zrealizowania, dopóki nie poznałam osób, które rozłożyły dla mnie na „czynniki pierwsze” mechanizmy stojące za (nawet największymi) przedsięwzięciami.

Koleżanki z mini-mastermindu

No i na deser…

Po tak „nasyconym” wrażeniami dniu miałam ogromną przyjemność poznać autorkę całego tego „zamieszania” – moją mentorkę biznesową. Kobietę, dla której misja inspirowania kobiecej przedsiębiorczości jest sposobem do zamykania luki płacowej na świecie. Niezwykła charyzma, ale też i determinacja w realizacji misji większej niż ona sama, jej zespół, jej (i nasza) społeczność, imponuje rozmachem. A jeszcze bardziej imponująca jest jej umiejętność do szlifowania diamentów, które noszą w sobie jej klientki.

Sigrun to osoba, dzięki której spoglądam na swój biznes wspierania twórczyń rękodzieła zupełnie innymi oczami. Kiedy Sigrun uświadomiła mi, jak wciąż wiele niezapłaconej pracy w dzisiejszych czasach wykonują kobiety (najczęściej w domach, ale też w pracy) ze względu na stygmat wychowania, społecznych norm i szeroko rozumianej „poprawności politycznej”, jakoś inaczej spoglądam na to nasze kobiece rękodzieło.

Upewniłam się, że internetowa rewolucja (jak często mówi się o eksplodującej popularności biznesów online) to ogromna szansa dla kobiet, aby przejąć prowadzenie w tej obiecującej gałęzi biznesu. Wierzę, że również w domenie popularyzacji rękodzieła zmieni się bardzo wiele. Już dziś obserwujemy wysyp e-sklepów. To, co nadchodzi, napawa mnie coraz większym optymizmem. Wiem, że ciągle jeszcze postrzegana za niedochodową (jak na ironię – najczęściej przez samych twórców) branża rośnie i będzie rosnąć. Wiem to, bo nadal jest to branża mocno kobieca. A jeżeli tylko te kobiety uwolnią tkwiący w nich potencjał, nastąpi prawdziwa eksplozja.

Jesteśmy mądre, pracowite i niestety obciążone ponad normę, ale kiedy tylko odkrywamy w sobie pasję, powołanie, chęć do samorealizacji (zwał, jak zwał), po prostu zaczynamy kanalizować ten nasz przeogromny potencjał w kierunku biznesu. Wtedy dzieją się niesamowite rzeczy!

Spektakularne sukcesy finansowe koleżanek z programu uświadomiły mi, że Sigrun uczy nas czegoś więcej niż tylko posługiwania się niezbędnymi narzędziami online, potrzebnymi do „wskoczenia” na tę wznoszącą falę e-biznesu. Pokazuje, że możemy tutaj wyznaczać standardy, być liderkami swoich branż dzięki nowatorskiemu podejściu do biznesu – temu, które bazuje na empatii, świetnej organizacji pracy, umiejętności delegowania zadań i przede wszystkim balansie między rolami kobiety, matki, partnerki, przedsiębiorczyni i liderki.

Te nasze „miękkie” umiejętności – tak pożądane w roli lidera definiowanego według nowych standardów – sprawdzają się na każdym etapie przedsiębiorczej drogi. Często mamy je w sobie, nawet o tym nie wiedząc!

Możliwość osobistego poznania Sigrun napełniła mnie również takim totalnie przyziemnym wrażeniem, że skoro kobieta z malutkiego kraju (Islandia), która zaczynała pewnego dnia od zera (zupełnie jak ja i moje OPLOTKI, zupełnie jak każda z nas w programie SOMBA), po kilku latach otwartego komunikowania o co walczy, zgromadziła wokół siebie tak imponującą grupę zdeterminowanych, ambitnych, odważnych liderek najróżniejszych branży… Czuję się podwójnie zmotywowana do codziennej pracy.

Wiem, że poczucie, że robię coś większego niż ja sama, mój zespół, mój biznes, sprawi, że nie braknie mi energii, nie wyłożę się na codziennych porażkach, których nie brakuje w huśtawce biznesowej zwanej „własną działalnością” lub eufemistycznie „kobiecą przedsiębiorczością”.

Na tym zdjęciu wraz z Kasią Krasucką i Sigrun. Chwilę po otrzymaniu wyróżnień z rąk społeczności.

Jako matka czuję się podwójnie zmotywowana do pokazywania moim dzieciom, że praca może być źródłem spełnienia, motywacji na co dzień i poczucia, że pozostawiamy świat choć odrobinę lepszym niż był wczoraj.

PS. Ponosi mnie patos? Mam nadzieję, że nie! W każdym razie z mojej perspektywy tak to wygląda.

Tak, na tym zdjęciu już nie da się ukryć, że ciążowy brzuszek mocno skłania mnie do refleksji na temat tego, jakimi wartościami kieruję się w biznesie.

Gdyby Sigrun i jej niesamowita energia do działania nie zmaterializowała się w postaci SOMBA (a myślałam, że to tylko „szkoła narzędzi biznesu online”, kiedy dołączałam w 2017 roku), pewnie nie byłabym w stanie patrzeć na swój „rękodzielniczy ekosystem wzrostu dla twórców handmade” jak na coś większego niż tylko świadczenie usług doradczych na najwyższym poziomie.

Online otworzył dostęp do produktów i usług OPLOTKI właściwie każdej kobiecie – zarówno tej oddalonej fizycznie, jak i tej w dużym mieście, „uwięzionej” przez ząbkującego malucha w domu. Dostęp do specjalistycznej wiedzy biznesowej oraz możliwość pracy w dogodnym dla siebie czasie i miejscu jeszcze nigdy nie były tak łatwe. Kiedy dostrzegłam, że po drugiej stronie komputera są ambitne kobiety, które błahym z pozoru szydełkowaniem, szyciem, haftem, ceramiką i paletą innych dziedzin rękodzieła potrafią zawojować rynek, nabrałam wiatru w żagle i poczułam, że w końcu jestem zawodowo dokładnie w tym miejscu, w którym powinnam być od początku.

Coraz mocniej wierzę w siebie i wiem, że tak jak Sigrun wydobyła ze mnie mój największy dar dla świata, tak ja teraz mogę przekazywać go dalej twórczyniom rękodzielniczych arcydzieł. Polskie rękodzielniczki, jesteście genialne! A narzędzi promocji i sprzedaży Waszych unikalnych umiejętności i prac można się nauczyć!

No i wymieszałam wszystkie refleksje w jeden supersubiektywny miszmasz.

Ale całkiem konkretnie wspomnę Ci o osobach, które jeszcze rok, dwa, trzy lata temu działały w swoich zamkniętych społecznościach lub grupach językowych, a dzięki programowi SOMBA „zawlekły” swoje biznesy do online’u i udostępniły swoją specjalistyczną wiedzę całemu światu. Oczywiście, nie jestem w stanie przedstawić Ci wszystkich kobiet, z którymi utrzymuję większy lub mniejszy kontakt w programie, ale choćby kilka z nich podlinkuję, aby pokazać Ci, jak przeróżne talenty tkwią w NAS – kobietach!

Mary Lumeley (to w razie, gdyby ktoś się zastanawiał, kto stoi za potęgą OPLOTKowego Pinterest’a.

Kasia Krasucka i Laura

Anne Retter 

Z Leną Kussner i Ingrid

Z Ulą, dzięki której powoli ogarniam leadership w naszym Teamie

Zapamiętajcie te Polki! One zmienią świat! 😛

Aaa, no i najważniejsze!!!

Jak się domyślasz, te kilka dni pobytu w Zurychu minęło błyskawicznie, a apetyt na więcej pozostał.

Bez mrugnięcia okiem postanowiłyśmy spotkać się ponownie. Co prawda Zurych dopiero za rok, ale już w czerwcu będziemy miały okazje poczuć tą niesamowitą energię ładującą baterie ponownie!

Spotykamy się na SELFMADE SUMMIT w Reykjaviku. Ta dwudniowa konferencja to wydarzenie jakiego jeszcze w Europie nie było! Szczyt dla przedsiębiorczyń. Prelegentki (tak, same kobiety!) z całego świata. Liderki, matki, przedsiębiorczynie, które zbudowały imponujące biznesy na kanwie swych wartości, pomysłowości, ciężkiej pracy, ale i mądrych współpracy. Kobiety niesamowite, a jednocześnie takie jak Ty i Ja!

Pomimo tego, że konferencja była typowo kobieca, „empowermentowa”, to jednak mężczyźni stanowili ważny element całości. Bardzo pozytywne wrażenie wywarła na mnie osobista historia męża Sigrun. Udało mi się nawet część naszej rozmowy uwiecznić (posłuchasz jej w tym odcinku podcastu). Fakt, że wspiera ją obecnie jako członek jej teamu, to wcale nie tak oczywista sprawa. Dało mi do myślenia, jak świadomie chroni ją od niepotrzebnych rozproszeń, aby mogła maksymalizować pracę w swoich najmocniejszych kompetencjach. Świetnie przejmuje logistykę zadań, które pozwalają jej skupiać się na tym, w czym jest najlepsza.

Sama też „zawlokłam” męża na tę konferencję. Nie miał wyjścia – siódmy miesiąc ciąży to stan, w którym żaden pewnie mąż nie puściłby swojej partnerki na kilkudniowy wypad z dwoma przesiadkami na lotnisku i logistyką odnalezienia się w totalnie nowym mieście. Pomimo, że początkowo Jacek miał zaledwie „eskortować” mnie „w tę i z powrotem”, okazało się, że też w pewien sposób złapał bakcyla. Zdecydowanie pokochał te moje „szalone koleżanki z onlajnów” za bezkompromisową bezpośredniość, pozytywne nastawienie do wyzwań rzeczywistości i za tę niesamowitą „obecność”. Tu i teraz jest dla tych kobiet równie ważne jak dla mnie. Wyciskanie maksimum inspiracji z każdej rozmowy, spotkania i wyprawy weszło mi w krew. Jacek to we mnie docenia. Multum ludzi nadających na tych samych falach – to już był spektakl nie z tej ziemi.

P.S. Fajnie, że był tam ze mną. Dzięki niemu mam(y) niezapomnianą wideorelację z punktu widzenia „kogoś z boku” – no może nie do końca „z boku”, ale na pewno zachowującego nieco więcej powściągliwości :). No na pewno więcej niż ja – nagrywająca podcastową relację z wydarzenia rozedrganym, rozemocjonowanym głosem.

Aaa… no i jeszcze najważniejsza kwestia (egoistycznie – dla mnie, choć rozumiem, że niekoniecznie dla Ciebie ;)): WYGRAŁAM!!!

Wygrałam siebie!

Może zabrzmi to śmiesznie – ale pierwszy raz w życiu zostałam wyróżniona za bycie sobą!

Niesamowite uczucie! Polecam z całego serca :). Już wyjaśniam.

Co roku na 2-3 tygodnie przed samym wydarzeniem w Zurychu wśród uczestników programu SOMBA rozsyłana jest ankieta, w której można odpowiedzieć bardzo wyczerpująco na kilka pytań. Jedno z nich brzmi: „Kto inspiruje Cię do działania spośród uczestników programu SOMBA?”. I nie uwierzysz! Komu, spośród tak wielu niesamowicie motywujących, inspirujących, odnoszących spektakularne sukcesy kobiet, przypadło w udziale zaszczytne miano „Most inspiring SOMBA” ???

Zaskoczenie, duma i ogromne poczucie, że kiedy kieruję się intuicją dzieje się MAGIA. Tak w skrócie można opisać emocje związane z tym wyróżnieniem. Emocje, których nigdy nie zapomnę. Za to z wrażenia zapomniałam już „mowę”, którą spontanicznie produkowałam na poczekaniu na wielkiej scenie! Na poniższej fotce jeszcze się trzymamy, ale potem były już łzy wzruszenia i ciepłe oklaski. I te słowa padające z sali, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że tak samo mocno jak ja czerpię siłę z tej społeczności, tak samo i ja dokładam „cegiełkę” do jej budowania. Jedno jest pewne: na dobre polubiłam scenę i odkryłam, jak bardzo satysfakcjonujące jest głośne mówienie o swoich najgłębszych wartościach i poczucie, że po drugiej stronie jest nas duuużo więcej!

Ta społeczność jest otwarta na kobiety takie, jak Ty!

Jeżeli tylko chcesz otrzymywać ode mnie informację o kolejnych wydarzeniach związanych ze społecznością SOMBA – klikaj TUTAJ – przesyłam je wszystkie drogą mailową …lub po prostu pisz: agnieszka@oplotki.pl. …A swoje perypetie rozwijam dalej….

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

handmade w biznesie

Ta historia zaczęła się już jakiś czas temu. Jej początki nie były proste. Jeśli chcesz przeczytać firmową sagę po kolei, historię przedsiębiorczości, budowania pewności siebie i stawiania na rękodzielniczy biznes, zaglądaj tutaj:

Część pierwsza – https://oplotki.pl/czterdziestolatka/
Część druga – https://oplotki.pl/przedsiebiorczosc-krok-drugi/
Część trzecia – https://oplotki.pl/projekt-unijny/
Część czwarta – https://oplotki.pl/krew-pot-i-lzy/
Część piąta – https://oplotki.pl/6522-2/
Część szósta – https://oplotki.pl/kolejne-oczekiwanie/

Dziś natomiast zapraszam Cię na ciąg dalszy.

Małgosia Strzelecka


Odliczanie pokryło się z lotem do słonecznej Italii, a że latać nie lubię jak rzadko czego (jak brukselki i kożucha na mleku, o), to wiedziałam, iż mój wyjazd z przyjaciółkami będzie pełen emocji i łez (smutku albo radości, a na pewno lęku).

Gdy tylko dojechałyśmy na lotnisko w Berlinie i dochodziła 11 – godzina, podczas której obiecywano ujawnienie wyników, rozpoczęłam telefonowanie. Ogłoszenie jednak przesunięto o godzinę. Tuż przed zajęciem miejsca w samolocie zadzwoniłam kolejny raz, tym razem opóźnienie zrobiło się dwugodzinne. Cały niemal lot do Wenecji zastanawiałam się, czego bać się bardziej – kolejnej porażki, czy katastrofy w ruchu powietrznym. Całe szczęście gdzieś nad Alpami załapałam kontakt z przyjaznym i rozmownym Amerykaninem z NY i przegadałam z nim paskudniejsze lądowanie, on się śmiał, gdy huśtało nami jak na karuzeli, ja tłumiłam krzyki w gardle…

Po lądowaniu nadal nie było wiadomo, kto może się cieszyć, a kto raczej nie. Zdążyłam dojechać do Padwy, a informacji nadal nie było. Moja skrzynka mailowa, odświeżana co minutę, zmieniła kolor na czerwony.

Uwinęłyśmy się z rozlaniem prosecco, z wymieszaniem spritza, z rozpakowaniem prezentów i wtedy, opóźniony z sześć godzin, przyszedł TEN mail. Mail z zakodowanymi wynikami, podanymi nie w nazwiskach a w numerach.

I zgadnij, co? Nie pamiętałam swojego.

Widziałam zatem wyniki, widziałam na grupie, kto się cieszy, a kto nie, a ja ciągle nie widziałam, do której grupy zaraz dołączę. Zadzwoniłam więc kolejny raz do managerki projektu i spytałam wprost, po której stronie listy jestem.

Byłam po tej bardziej radosnej!

Wcale nie lepszej, bo znałam już smak bycia tuż pod kreską i było mi zwyczajnie żal tych osób. Tym razem jednak mogłam zacząć świętować. Nie tylko szczęśliwe lądowanie, ale także fakt, że już niebawem otworzę swoją firmę i zacznę nowy etap w moim życiu. Będę przedsiębiorczynią!

Dziś mija pół roku od dnia, w którym rozpoczęłam działalność. To niebywale krótko, wiem, ale jakieś spostrzeżenia już mam.

Podzielę się nimi z Wami już w kolejnym, ostatnim odcinku mojej firmowej sagi.

Stay tuned, jak mawiają Anglimerykanie.

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

Co to takiego ta afiliacja?


Niby wystarczy wpisać w wyszukiwarkę Google i już wiadomo… ale czy tak do końca?
Ostatnia dyskusja na jednej z grup Facebookowych pokazała mi wiele niejasności i sprzecznych emocji w tym temacie,  dlatego postanowiłam konkretnie dać Ci znać, co myślę na ten temat.

Z afiliacją mamy do czynienia wtedy  – tak pisząc własnymi słowami – kiedy ktoś coś poleca i ma z tego profit. Spotkasz się z nią na przykład, kiedy blogerka promuje produkt za konkretne wynagrodzenie.

Afiliacją nazwiesz moment, kiedy otrzyma na przykład kilka procent wartości od każdej sprzedaży promowanego na swojej stronie produktu. Takie polecanie, ale z bonusem. Niby prosta sprawa…
Ale jednak nie taka prosta…

Wyobraź sobie, że ktoś promuje płatki kukurydziane, za chwilę wyskakuje z owsianką, minutkę później opowiada, jakie to parówki firmy X smaczne. A w kolejnym tygodniu jest już na diecie wegańskiej, bo przecież bonusy za kotlety sojowe teraz idą w górę. Coś chyba ostatnio nawet w mediach o wegańskim mleku było w tym kontekście głośno…;)

Męczące prawda?

Dlatego właśnie dłuuuugo wierzyłam, że taki model totalnie nie jest dla mnie. O jakież wielkie dopadło mnie zdziwienie, że coraz częściej korzystam z poleceń, kiedy szukam konkretnych usług albo produktów i te polecenia to też afiliacja!

Odkryłam, że osoby bardzo znane, posiadające silną i ugruntowaną markę też afiliują (jest w ogóle taki czasownik?! – nie mam pojęcia, ale jakoś ładnie mi tu brzmi).

Kiedy szukałam dobrego programu do nauki konkretnego oprogramowania – skorzystałam z polecenia specjalisty – okazało się, że zarobił na tym poleceniu. Kiedy szukałam sensownego hostingu – poleciła mi go specjalistka od WordPressa, która otwarcie opowiedziała o współpracy z tym dostawcą i wręcz poinformowała mnie o swoim zarobku w przypadku mojej decyzji zakupowej.

Warto przemyśleć!

Wtedy jeszcze raz zrewidowałam swoje poglądy na temat afiliacji i doszłam do wniosku, że skoro ktoś podpisuje się pod produktem innej marki lub innego autora SWOIM WŁASNYM imieniem i nazwiskiem, to najważniejsze jest dla mnie, KTO poleca dany produkt. Chyba czasem jest to nawet dla mnie ważniejsze niż sam produkt.

Nie zrozum mnie źle – chodzi po prostu o zaufanie, jakim darzę osobę polecającą. Nie da się ufać „troszeczkę”. Albo ufam, albo nie… i często wybieram produkt właśnie ze względu na to, jaka osoba go poleca.

Co więc myślę o afiliacji?

Jak dla mnie idea świetna — ale wiadomo, jak to wychodzi w praktyce, kiedy pieniądze wchodzą w grę.
W tym naszym polskim bagienku najczęściej działa to na zasadzie „a kupię bez afiliacji, bo jeszcze komuś się lepiej będzie powodzić ode mnie. A fuj.”  Czyli klasyczne „równaj do dołu”. Osobiście patrzę, KTO poleca, dopiero potem na produkt. Jak ktoś jest afiliantem 10 marek, nie posiadając niczego swojego, to jest dla mnie raczej sprzedawcą, niż ambasadorem.

Korzystam z zakupów afiliacyjnych.

Często.

Od czasu, kiedy coraz bardziej zagłębiam się w mocno niszowe usługi coachingowe, kupuję TYLKO przez polecenie. Jeżeli ktoś na tym zarabia — a jeszcze jest to ogarnięta, bardziej doświadczona w biznesie kobieta i chce się dzielić wiedzą — to kupuję głównie ze względu na to, że podpisuje się pod czyimś produktem swoim nazwiskiem.


Bądźmy transparentni!

Lubię wiedzieć, jeżeli ktoś jest afiliantem. Jeżeli nie wiem, pytam wprost, ale jest to raczej argument „za” zakupami, nie „przeciw”. Kiedy kupuję dobry produkt i wiem, że i tak będę go polecać — otwarcie piszę do jego autora, czy mogę uczestniczyć w programie afiliacyjnym, jeżeli go ma. Nie każdy może. W przypadku świetnego programu do ogarnięcia Pinteresta dla biznesu na przykład — dostałam odpowiedź odmowną, ponieważ nie osiągnęłam milionowej społeczności w tym medium.  Kiedy tam dojdę — na pewno aplikuję znowu, bo program jest świetny. Sama uczę Pinterest’a dla celów promocji bizesu, ale superzaawansowanych kursantów podsyłam do swojej menntorki.

Polecajki…


Afiliowałam konferencję Kasi Aleszczyk  (tutaj znajdziesz artykuł na ten temat) – i byłam zaszczycona zaproszeniem — bo pracy w nią włożyła masę, a content prelegentów bardzo wartościowy (przy bardzo niskiej cenie). To niby grosze — ale wizerunkowo podpisuję się pod przedsięwzięciem obiema rękami i ochoczo biorę udział w powtórce. Konferencja Jak żyć w necie 2021 już lada chwila i gorąco Cię zapraszam po masę wartościowej wiedzy w śmiesznie niskiej cenie ( albo właściwie za darmo, kiedy oglądasz konferencję na żywo, a nie chcesz zachować dostępu i bonusów od prelegentów na cały rok).

I nie-polecajki.
Byłam afiliantką książki, z której osobiście skorzystałam, ale wycofałam się z programu, bo strategia autorki szła w kierunku maksymalnego zarabiania i coraz mniej w tym było pierwotnej misji i relacji z człowiekiem — nie odpowiadało mi to i po prostu zrezygnowałam, choć pieniądze całkiem przyzwoite, to jakiś wewnętrzny zgrzyt sprawiał, że czułam się jak tani sprzedawca. Bo tak można – po prostu coś polecać, ale zmienić zdanie, kiedy projekt idzie w innym, niezgodnym z Twoimi wartościami kierunku.

I na deser

Program, z którego jestem DUMNA jak cholera, bo kiedy aplikowałam, to wcale nie była to jeszcze strategia autorki, żeby współpracować w modelu afiliacyjnym i nie było tak łatwo jak teraz (trzeba się było uczyć prowadzić afiliacyjny samolot „w trakcie lotu”) aplikować, aby takim oficjalnym ambasadorem programu zostać.

Po roku udziału w SOMBA aplikowałam do programu afiliacyjnego, bo i tak polecałam program i dzięki temu mamy polską podgrupę językową wewnątrz programu. Pomimo że Sigrun (Autorka tego online MBA) od nas tego nie wymaga — wkładam tyle energii,  ile mogę w „opiekę” nad osobami, które dołączają do programu z mojego polecenia — i jest to przyjemność — bo są to świadome pracowite babki, których nie trzeba niańczyć, a mastermindy z nimi dają mi wrażenie, że tyle samo „biorę”, co „daję”.

Pomnożysz, dzieląc się…


Zakładam, że dzielimy się tym, co wartościowe i w myśl tej zasady działa moja afiliacyjna aktywność.
Nie znoszę „pierdół”, bo to strata cennego czasu, który już do nas nie wróci. Jeżeli korzystacie z programów, które są wartościowe, AFILIUJCIE! (Jeżu, jak to się odmienia?!).

To jest świetne narzędzie, żeby zarabiać na czymś, co i tak robicie, a wspierając kogoś, kto robi dobrą robotę, wygrywamy wszyscy. Nie ma tu ofiar, wykorzystanych, czy przegranych. Nie dajcie się, proszę wbić w przekonanie, że zarabianie jest złe — jesteście wartościowymi, mądrymi ludźmi, którzy mają ważne rzeczy światu do powiedzenia, ale świat tak działa, że zaczniecie być słyszani, kiedy zasięg Waszej działalności wzrośnie. Pieniądze mogą tylko temu pomóc.

Pasjo-biznesy są fajne, ale kiedy nie zarabiają, to umierają, bo stają się kosztownym hobby. A po jakimś czasie powodem frustracji. Afiliacja może pomóc również na początku, kiedy Wasze produkty jeszcze nie są tak dopracowane, albo marka nie jest tak znana.

Ale to przyjdzie.

Trzymam kciuki!
Agnieszka@oplotki.pl

PS. Program SOMBA znajdziesz również TUTAJ

A link afiliacyjny do konferencji Kasi Aleszczyk znajdziesz tutaj.

 

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

11 czerwca 2019 roku w Auli Artis w Poznaniu odbyło się pierwsze spotkanie poznańskich podcasterów, czyli Pyrcaster 2019. Chciałabym rzec, że i ja tam byłam, chleb jadłam i wino piłam, ale niestety spotkanie odbywało się bez trunków wyskokowych, co w pełni popieram, zwłaszcza jeśli w otoczeniu mamy tyle wartościowego sprzętu. Zacznijmy jednak od początku…

Jako osoba aktywnie tworząca od pewnego czasu podcast Co we freelansie piszczy”, a także Wirtualny Office Manager dwóch organizatorek z przyjemnością wzięłam udział w tym wydarzeniu. Znam obie Agnieszki i wiem, że jak one się wezmą za przygotowania, to spotkanie będzie na najwyższym poziomie.

Miesiąc przygotowań do wydarzenia, które okazało się prawdziwą petardą

Niesamowite jest to, że organizacja tego wydarzenia trwała tylko około miesiąca. Rzadko kiedy udaje się po pierwsze zebrać tak dużą ekipę, po drugie całkowicie zapełnić salę, a po trzecie dać wartość, o której przez długie tygodnie będzie się mówić w sieci. Wszystkim organizatorom Pyrcaster 2019 udało się zrealizować to zadanie na tip-top.

Jak sami przyznali, zakładali, że uda im się zapełnić salę w połowie. Jednak w najśmielszych snach nie marzyli, że ich organiczne zasięgi pozwolą na sprzedanie niemal 100% biletów. Za to między innymi należą im się ogromne brawa.

Pyrcaster 2019 to jednak nie tylko zapełniona po brzegi sala. To wydarzenie pełne merytoryki, ale przede wszystkim praktyki. Każdy z uczestników miał bowiem okazję nie tylko wysłuchać teorii podcastowania, ale również zobaczyć na żywo przygotowanie sprzętu (sprawdzić, który rodzaj mikrofonu najlepiej sprawdza się w sytuacjach ekstremalnych) oraz… nagrać na żywo swój pierwszy odcinek.

A najlepsze jest to, że wiele osób skorzystało z tej opcji! Pojawiły się oczywiście dziesiątki pytań – głównie o technikalia, co tylko świadczy o tym, jak bardzo świadome jest poznańskie środowisko osób zainteresowanych podcastami. Nikt nie pytał, a po co, a dlaczego… za to padło mnóstwo pytań: „jak…?”.

Teoria, praktyka i największa wartość – ludzie

To wydarzenie nie odniosłoby takiego sukcesu, gdyby nie jego organizatorzy. Siedmiu wspaniałych 🙂 Poznańscy podcasterzy, którzy nie tylko przecierają szlaki, ale też z ochotą dzielą się swoją wiedzą. Każdy z organizatorów opowiadał o podcastowaniu z innej perspektywy. Każdy z nich też reprezentuje inną branżę, często niszową. A mimo to wszyscy mają swoją publiczność.

Do śmiechu doprowadziły nas również perfekcyjnie przygotowane przez Jędrzeja Paulusa warsztaty z rozgrzewki aparatu mowy, czyli ćwiczeń, które są absolutnym must have każdego podcastera, a które niestety bardzo często pomijamy. Ich brak niestety sprawia, że głoski artykułowane są płasko, niewyraźnie, połykane i zapominane. Dzięki Jędrzejowi mieliśmy możliwość poćwiczyć język i sprawić, by stał się giętki i przekazał wszystko, co pomyśli głowa. Chcesz małą próbkę? Do dzieła – głośno i wyraźnie:

Wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu, który entuzjastycznie oklaskiwał przeliteraturyzowaną i przekarykaturyzowaną sztukę.

Proste, prawda? 😀

Mieliśmy też okazję posłuchać o badaniach i statystykach na temat podcastowania oraz posłuchać:

  • Czym nagrywać,
  • Jak obrabiać,
  • Jak edytować,
  • Gdzie wrzucić,
  • Jakie parametry musi spełnić odcinek, by był dobry,
  • Jakie warunki powinien spełnić dobry podcast,
  • Czy powinien zawierać reklamę,
  • Jak długie odcinki nagrywać,
  • Co jest ważne w podcastach itp.
  • Czy będzie kolejne wydarzenie?

Jestem pewna, że tak. Wszyscy poczuliśmy nie tylko bakcyla podcastowania, ale też potrzebę organizowania takich spotkań. Jeśli wiec podcasty są Ci bliskie, obserwuj fanpage Pyrcaster i czekaj na dalsze informacje.

Relację z tego wydarzenia możesz posłuchać w oplotkowym podcaście 30/2019.

 

Karolina Brzuchalska

Wirtualny Office i Project Manager, Mentor Wirtualnych Asystentek

www. prettywelldone.pl

 

 

Ps. Tutaj znajdziesz informacje o osobach, które współtworzyły to niesamowite wydarzenie:

http://www.poradnikowo.com/
https://porozmawiajmyoit.pl/
https://codeboy.pl/
https://oplotki.pl/
https://jakzrobicpodcast.pl/
https://jestemzielona.pl/

A tutaj znajdziecie profile naszej wspólnej inicjatywy:
https://www.instagram.com/pyrcaster/
https://www.facebook.com/pyrcaster/

www.pyrcaster.pl

Ten odcinek oczywiście zmontował niezastąpiony Krystian Zych z https://jakzrobicpodcast.pl/

 

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

pled z wełny czesankowej

Odkryłam, jak być w 2 miejscach w tym samym czasie!!!

Nie, nie – tekst nie będzie o przełomowym odkryciu zasługującym na NOBLA, ale jak najbardziej będzie mówił o tym, jak udało mi się zhakować czas wolny, żeby nie tylko był czystą przyjemnością, ale praktycznym narzędziem do rozwoju i satysfakcji z procesu nauki!

Niemożliwe?! Poczytaj dalej – ten „patent” jest banalnie prosty! (Że też wcześniej o tym nie pomyślałam!)

Rękodzieło jest ze mną odkąd pamiętam. W dzieciństwie jako zabawa, w dorosłym życiu jako sposób na odpoczynek… z czasem stało się też stałym motywem mojej pracy zawodowej.

Ciągle nie mogę pojąć, jak to się stało, że na takie „podwójne” wykorzystanie długich godzin czasu twórczego przyszło mi do głowy dopiero teraz!

Dzięki Kasi uświadomiłam sobie…

…że to świetny moment na naukę języków obcych lub odświeżanie tych bardziej przykurzonych. Niby „jakaś” znajomość języka w głowie jest…ale kiedy przychodzi czas na jego użycie… jakoś wiecznie posiłkuję się angielskim (lub nieproporcjonalną do przekazu gestykulacją )

Dopiero, kiedy zaczęłam otrzymywać Kasi mini-lekcje video ( jeżeli jeszcze ich nie znasz – koniecznie sprawdź tutaj) – OLŚNIŁO MNIE! I żeby nie było…władam angielskim, francuskim, hiszpańskim i  mocno łamanym niemieckim, ale nauki duńskiego jak żyję, nie planowałam. A jednak!…

Kasi lekcje są krótkie, treściwe, a przede wszystkim „lekkie” do przyswojenia…a jako, że wiecznie nie mam czasu, żeby odsłuchiwać je w pełnym skupieniu…to zaczęłam je odtwarzać podczas pracy szydełkowej ( tak…rękodzieło to u mnie i praca i rozrywka).

Zaczęło się niewinnie.

Kasi video są po prostu fajowe – bije z nich energia, motywujący do nauki zapał. Ogrom jej pracy włożonej w każdy materiał sprawia, że dla proces nauki dla odbiorcy to niczym osmoza… jakoś tak „samo wnika”.

Na początku po prostu oglądałam z ciekawości podczas pracy z nowymi szydełkowymi wzorami, albo testując nowe włóczki na kolejne projekty….aż w końcu mnie OLŚNIŁO!

Przecież to genialne!

Podczas pracy manualnej (i nie mam tu tylko na myśli „zawodowych” rękodzielników, ale wszystkich, którzy lubią „podłubać”) uaktywniają się obszary mózgu odpowiedzialne za tzw. motorykę małą. Czyli po ludzku – te miejsca, które są blisko związane z rozwojem mowy. (Jeżeli się zastanawiasz, dlaczego przedszkolaki tak dużo wycinają, wyklejają i malują w krytycznym momencie rozwijania umiejętności językowych…to TAK! właśnie dlatego! – one już to odkryły…intuicyjnie!….my tylko im troszkę pomagamy).

Co tu dużo pisać! Nie da się opisać!

Po prostu spróbuj!

Jeżeli  lubisz dziergać, rysować, pisać, TWORZYĆ rękami – spróbuj w trakcie tego procesu uczyć się języka. Nagrania, audycje, audiobooki… morze możliwości!

Dziękuję Kasiu  za to OLŚNIENIE! Pewnie nie wpadła bym na ten świetny sposób na uprzyjemnianie czasu „pracy” twórczej, gdyby nie praca Kasi (tutaj znajdziesz  Kasię)

I choć nie planowałam nauki Duńskiego…to ciągle z ciekawością wracam do nagrań…a od niedawna powolutku odświeżam języki, które odłożyłam na półkę (szczególnie ten nieszczęsny hiszpański, na który wiecznie mało czasu). Ze zdziwieniem odkrywam, że pochłanianie kolejnych lekcji, audiobooków w obcych językach przychodzi bez wysiłku, kiedy jest „tłem” pracy manualnej.

Jeżeli Ty też właśnie podejmujesz decyzję o rozpoczęciu nauki języka, lub planujesz uporządkować sobie wiedzę z takiego zakresu – z całego serca polecam Ci patent na łączenie przyjemnego z pożytecznym.  Jeżeli dodatkowo, jak ja, nie wyobrażasz sobie dnia bez szydełkowania, drutów, rysowania z dziećmi lub innej twórczej formy spędzania czasu – to polecam Ci patent na dodanie do tej czynności pożytecznych lekcji językowych. Nawet nie zauważysz, kiedy Twoje umiejętności wzrosną, a sama nauka będzie się kojarzyła z dużą zabawą, a nie obowiązkiem.

Ps. ostatni językowy audiobook wciągnął mnie na dobre…

dziergałam jak szalona…

i tak …

lekcja po lekcji… przesłuchałam… całą „książkę”…

a w tle powstało takie cudo…

(dzieci nie narzekają na nową słabość mamy = moja nauka języka kojarzy im się z nowymi rękodzielniczymi zabawkami, a od czasu językowego OLŚNIENIA…formy  nabierają coraz większych rozmiarów)

Agnieszka Gaczkowska

www.oplotki.pl

Ps. Była bym zapomniała!!!

Polecam Twojej uwadze wywiad z Kasią, który nagrałyśmy na potrzeby podcastu OPLOTKI.

Całe nagranie znajdziesz tutaj

Ps.2. Skąd znam Kasię?

Razem pracujemy w rocznym programie MBA – SOMBA – tutaj znajdziesz artykuł na ten temat..

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

Brak czasu na rękodzieło? Jak sobie z tym poradzić?

Dlaczego uważam, że nikomu czasu nie brakuje?

Jedna robótka na kanapie, pięć zaczętych koło fotela, dwie kolejne – oczywiście wymagające dopracowania – w sypialni… I tak na okrągło. Pomysłów na kolejne i materiałów w trakcie przesyłki, aby zacząć jeszcze inne, już nawet nie liczę.

Też tak masz? Też masz wrażenie, że czasu jest za mało? Masz wrażenie, że ciągle Ci go brakuje?

Jeżeli czytasz dalej…to UFF – nie jestem jedyna!

Mam wrażenie, że ciągle słyszę „nie mam czasu…bo to…” …”nie mam czasu, bo tamto…”

Ale przecież wszyscy mamy go dokładnie tyle samo. Doba dla nikogo nie kurczy się i nie rozciąga. Statystycznie potrzebujemy mniej więcej tyle samo, aby jeść i spać ( no chyba, że jesteś mamą maluszka – to masz jeszcze bardziej „pod górkę”). Nie jesteśmy maszynami…odpoczywamy, spotykamy się ze znajomymi, odwiedzamy rodzinę. No po prostu – ogarniamy codzienność.

No to jak to jest z tym czasem?!

Na pytanie „jak Ty to wszystko robisz?!” odpowiadam „wybieram!”.

Wybieram, co jest dla mnie ważne, co stanowi priorytet i przybliża do jasno obranego celu. Wybieram, co sprawia, że posuwam się do przodu. Jeżeli mam wrażenie, że efekt jest odwrotny, przestaję. Natychmiast!

Ale po kolei, czyli od czego zacząć.

Planowanie.

Chyba nie ma sensu powtarzać frazesów. Wiemy dobrze, że planowanie to klucz, ale od samego planowania nic się jeszcze nie dzieje. Klucz to wdrażanie i analiza. Jeżeli pojawia się nieśmiała myśl, że któryś z elementów planu może nie do końca ma sens – sprawdzam to! Analizuję. Podejmuje decyzję: kontynuuję albo nie. I tego (nowego) planu się trzymam. I tak w kółko! Aż do realizacji. Ale, ale! Zbyt częsta zmiana planów to na pewno nie jest recepta na sukces. Konsekwencja już zdecydowanie z większym prawdopodobieństwem.  Regularny rytm takiej rewizji pomaga. Zakładam comiesięczne planowanie strategicznych celów i cotygodniowe planowanie ich wdrażania. Jeżeli coś budzi moje zastrzeżenia – odkładam do analizy w dniu planowania. Nie odrywam się od pracy, nie przerywam procesu wdrażania, działam w wyznaczonym przez siebie rytmie. Nie ma jednego idealnego! – Idealny to TWÓJ rytm – wypracowany na bazie prób, błędów i doświadczenia w jego ulepszaniu i dostosowywaniu do swoich potrzeb.

Parking Pomysłów (Dzięki Kaśka za świetny pomysł!)

Niekończące się listy zadań? Wydłużające się w nieskończoność  mikro i makrozadania? Skąd ja to znam…Dzięki Kasi wdrożyłam sprytny patent na te straszno-listy. Parking pomysłów to nic innego jak zapisywanie zadań na listach, które z góry nie są przeznaczone do natychmiastowej realizacji. Te zadania potrzebują przemyślenia, „dojrzewania”…a często ostatecznie z nich rezygnujemy lub realizujemy w totalnie innej formule.

W ten sposób „odchudzam” listę i taką w formie „light” wdrażam. Nie wiem, czy na Ciebie też to działa…ale wykonanie 3, nawet dużych, zadań…to jednak nie 30 i łatwiej mi je ogarnąć.

Tu z pomocą przychodzi proste narzędzie TRELLO, które służy mi jako taka „niegubiąca się kartka” na komputerze. Tradycyjna lista to u mnie ciągle analogowy old school, czyli notes i pióro, albo przynajmniej ulubiony długopis….(ta frajda z ręcznego wykreślania….BEZCENNA!)…ale „zaparkowane” pomysły lądują już u mnie w „onlajnach”, żeby ilość fruwających wokół biurka kartek nie sprawiała iluzji bałaganu.

Może u Ciebie też są takie zadania, bez których świat się nie zawali? Zaparkuj je. Kiedy Twoja lista zadań się skróci, wrócisz do nich z inną energią.

Ale skąd wiem, które pomysły zaparkować?

Priorytety! U każdego inne, nawet u mnie – na przestrzeni czasu zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Bądź dla siebie dobra!

Wiem, jak to jest rozwijać biznes w trakcie opieki nad dzieciakami…trudno wtedy oszukiwać się, że napisanie posta, czy artykułu będzie ważniejsze, niż czuwanie przy łóżeczku chorującej pociechy.

Świat się nie zawali.

Ustal priorytety na teraz. Na miesiąc. Na rok. Zmieniaj je, aktualizuj, ale pod żadnym pozorem! Nie biczuj się! Nie muszą to być misje ma Marsa, żeby były ważne. Twoje priorytety to Twoja sprawa i nikomu nic do tego! Choćby to było ukończenie jednej pracy szydełkowej w miesiącu, zamiast lśniących podłóg każdego dnia (hehe – to jest mój cel w kategorii „zadbane domostwo”).

Ale też nie odpuszczaj.

W myśl zasady „co masz zrobić jutro, zrób dziś”, wykorzystaj pierwszą nadarzającą się okazję aby nadrobić.  Ustal sobie swoje  (realistyczne!) tempo pracy i postaraj się go trzymać. Nie dla oceny wirtualnej publiki, ale dla swojego dobrostanu, poczucia, że dajesz sobie świetnie radę. I pamiętaj!…

Powiało patosem.

No dobra, to jak jeszcze można sobie radzić z wiecznym brakiem czasu na rękodzieło?

Zgodnie z zasugerowaną tematyką przyda się kilka szybkich patentów. Moje nie koniecznie muszą przypaść Ci do gustu, ale zacytuję tu kilka sprawdzonych sposobów uczestników naszej grupy dla przedsiębiorców chcących budować biznes w oparciu o rękodzieło, i parę informacji zanim dołączysz do grupy

Ania:

„organizacja! moja lista „To do” to dla mnie rzecz święta!”

Piotrek:

„ Dla mnie brak czasu to synonim braku organizacji czasu. Gdy mam konkretny plan działania, realizuje go krok po kroku to okazuje się, że naprawdę duże projekty można zrobić w krótkim czasie. Doby nie wydłużymy ale możemy lepiej ją wykorzystać.”

Sandra:

„Zgadzam się z Wami. Ostatnio byłam załamana tym czasem braku u siebie. Teraz widzę, że jeśli poświęcę jeden z pokoi na pracownię, zainwestuję w sprzęt (stół kreślarski, sztaluga, coś do organizacji), to będzie całkiem inna bajka. Dopiero zaczynam chociaż doświadczenie w rysowaniu mam duże” ”

Jakie wypróbowane patenty mogę dodać od siebie?

Zaakceptuj siebie! Polub swoje wady i zaakceptuj je! Może to wcale nie wady?

Długo, oj zbyt długo, wydawało mi się, że POWINNAM mieć domostwo lśniące, jak u mamy. Karciłam się za włóczki porozrzucane na kanapie. Proces dziergania następował dopiero, kiedy domowe pielesze wyglądały co najmniej, jak na insta-fotkach. Przy dwójce dzieci – MISSION IMPOSSIBLE (każda mama wie, o czym mówię). Dopiero, kiedy się poddałam, autentycznie, odpuściłam w poczuciu gigantycznej porażki, odkryłam, że po drugiej stronie „mocy” (a raczej niemocy), ukryty był błogostan twórczy. To tam drzemały spokojne godziny dziergania z podkastem w słuchawkach (nie znasz tej formuły Priv-radia? – polecam naszą „stację” OPLOTKI– posłuchasz np. przez Apple podcasts albo apkę Podcast Addict na Androida).

Siedziałam tak sobie otulona kokonem porozrzucanych zabawek dzieciaków krzyczących jedno przez drugie, ale jakimś cudem rozwiązujących samodzielnie swoje konflikty bez wybijania zębów. Nie dostrzegałam jedzonka porozrzucanego wokół talerzyków, „piciu” samodzielnie (wylewanego) nalewnego do kubeczków przez dzieci.

I było mi tak dobrze.

Tak Twórczo! Kończyłam nie jedną, ale kilka prac w miesiącu. Czasem tygodniowo „wyrabiałam normę” twórczą miesiąca, czy roku koleżanek „od szydełka”. Dopiero, kiedy „wysyciłam się” tym przebłyskiem geniuszu zaczęłam szukać balansu między (w granicach przyzwoitości) wizją czystego domu i twórczej przestrzeni.

Nie porównuj się do innych. Oni zawsze mają „więcej czasu”.

Teraz, kiedy dzieciaki w przedszkolu, duża część materiałów w pracowni, jest jeszcze łatwiej i cele estetyczne (no dobra, czasem po prostu lubię, jak jest porządeczek. Nawet, jeżeli trzeba się namęczyć przy sprzątaniu) jakoś nie wymagają tyle poświęcenia – tyle CZASU.

Jestem zadowolona, ale wyobraź sobie, jakie było by to poczucie zadowolenia z ilości czasu poświęcanego na sprzątanie kosztem pracy rękodzielniczej, gdybym porównała się do koleżanki z „pomocą sprzątającą” (czyt. mąż robi WSZYSTKO w domu!) albo do koleżanki, która dzielnie ogarnia samodzielnie 300-metrową willę. Jestem zadowolona, bo porównuję siebie do …. samej siebie….tylko z „wczoraj”. Kiedy stawiam sobie jakiś cel i staram się go osiągnąć – nie ma innej opcji, tylko wypadać satysfakcjonująco w takim porównaniu. Uwalniam czas na pracę twórczą rezygnując z jego poświęcania na zbędne (moim osobistym zdaniem, nie musi tak być dla Ciebie) prace domowe. I TADAM! Czasu już mi nie brakuje.

Grupuję zadania. To działa jak magiczna różdżka.

Dziergasz kilka oczek, po czym przypominasz sobie o poście, który miałaś napisać, ale do niego potrzebne zdjęcie, ale gdzie ten aparat. I tak po godzinie łapiesz się na sprzątaniu, bo przecież… jak tu znaleźć ten obiektyw w bałaganie…

Nie daj się chaosowi!

Jeżeli wiesz, że zdjęcia prędzej, czy później zrobić będzie trzeba – to notuj sobie wszystkie pomysły przez tydzień, dwa i zabierz się za to działanie, jak zaświeci (czyt. będzie optymalne oświetlenie). Jeżeli pisanie postów to niekończąca się destrakcja…napisz ich kilka na raz i zaplanuj na zapas (na FB da się to zrobić z poziomu programu, dla Instagrama są dedykowane aplikacje np. bezpłatny Later.)

Kiedy piszę – to piszę!

Wyłączam powiadomienia, wyciszam komórkę i siadam do kilku tekstów. Robię swoje, kończę i siadam do następnego zadania. Przerwy to działania, które pozwalają odpocząć głowie, ale już zajmują ręce (osobiście – odpoczywam przy innej pracy np. sprzątaniu, ale brudne kubki nie ruszają mnie, dopóki nie poczuję, że głowa dymi od ciągłego skupienia i ewidentnie potrzebuje chwili oderwania od konstuowania nowych zdań). Jeżeli przerwę w połowie proces napełniania zmywarki, bo „wena” dopadła przy fusach od herbaty… nie kończę, biegnę do komputera „złapać” myśl, zanim ucieknie przy kostce do zmywarki, czy nabłyszczaczu. Priorytety są u mnie tutaj. Przy nabłyszczaczu pozostają w weekend, kiedy niespodziewane naloty rodzinne i tak wyrwały by mnie ze stanu płynnego, skupionego pisania a brak kubków utrudnił by relaks przy plotkach – czyli weekendowy „number one” na liście priorytetów.

To grupowanie to również kwestia indywidualna

…ale zgodzisz się ze mną, że jak już idziesz do fryzjera, kosmetyczki, żeby zrobić się na bóstwo…bo przecież wielka impreza… to można przed nią „wcisnąć” prośbę do męża, żeby trzasnął Ci kilka fajnych fotek… nie będzie trzeba biegać w popłochu, kiedy takie nagle okażą się potrzebne – bo np. koleżanka chciała by o Tobie napisać kilka słów na swoim blogu.

No dobra, z tymi fotami to troszkę przykład „na siłę” – ale jednak przyznasz, że jak już misternie konstruujesz tło, światło, całe to „domowe studio”, bo akurat „na już” potrzebna fotka dla klientki, to warto „przy okazji” strzelić kilka ujęć innych produktów?

Nie zaginam rzeczywistości

Kiedyś próbowałam pisać najważniejsze teksty wieczorem. Cały dzień „nie było kiedy”, bo przecież a to ktoś dzwoni, a to dzieciaki czegoś chcą… Było trudno, ale pisałam. Nie miałam innego wyjścia. Nie jestem tym typem, który wydajnie pracuje późną nocą, tym bardziej pisanie sensownej treści szło mi jak @#$#@%…no nie szło. Weszło mi to „w krew”. Dopiero po pół roku dzieciaków = przedszkolaków dotarło do mnie, że tak być nie musi! Telefon wyciszyłam, dzieci spokojnie tańcowały sobie na logopedycznych zajęciach, podczas, gdy ja pisałam w tempie błyskawicy! Posty, teksty, maile do klientów. Palce tańczyły po klawiaturze i to, co zajmowało męczące kilka godzin wieczorem było gotowe po godzinie porannej rutynki!

A wystarczyło tylko uświadomić sobie rzeczywistość

W moim wydaniu to:

a) praca wymagająca skupienia najlepiej idzie mi rano,

b)kiedy dzieciaki są przy mnie szkoda mi czasu na gapienie się w monitor.

Koniec kropka.

Owszem, jeżeli masz tak samo, ale Twoje pociechy w domu, nie masz wyjścia, no chyba, że jesteś jedną z tych szczęściar, której dzieci praktykują (AVE!) drzemkę. „Zaginanie rzeczywistości” i udowadnianie, że:

a)da się pisać produktywnie wieczorem,

b) da się skupić przy dzieciach

To misja skazana na porażkę.

Lepiej zabrać się wtedy za dzierganie (haha!) czyt. robić to, co przybliża Cię do Twoich celów, ale jest wykonalne w warunkach, które masz…a nie-byłoby wykonalne, gdyby (i tu wstaw ten stan idealny, którego brak jest ciągłą wymówką).

Rękodzielnicy mają lepiej!

Nie linczuj mnie od razu kontrargumentami, bo takie na pewno się znajdą. Ale zobacz, czy któryś z moich patentów na bardziej produktywne wykorzystanie czasu jest dla Ciebie.

Jako osoby, które najczęściej tworzą swoje produkty rękami, mamy myśli „wolne”. Nie zawsze korzystam z tego patentu, bo lubię oddać się w pełni liczeniu oczek (ot- taka moja joga dla umysłu), ale kiedy pracuję nad bardzo powtarzalnym wzorem np. kocem, który nie wymaga ode mnie skupienia na samym wzorze, puszczam sobie podkast rozwojowy i słucham rad odnośnie prowadzenia biznesu, promocji, albo po prostu śledzę historie przedsiębiorców, którzy dzielą się swoimi sposobami na „ogarnianie rzeczywistości” (polecam np. ten (polski) i ten podkast (po angielsku) )

Nie musisz od razu być zagorzałym fanem

…podkastowej formy dousznej, ale już słuchanie muzyki, telefoniczne zaległości, Natflixowa kolejka niezbędnosci…to wszystko da się „W TRAKCIE PRACY”!

Czy znasz podobny zawód?

Jakoś ciężko mi wyobrazić sobie panią z Urzędu, która bezkarnie odpala „Grę o Tron” między 7.00 a 15.00 a ja MOGĘ 🙂 I choć w praktyce jednak wybieram rozwojowy podkast (mąż by mi nie wybaczył spoilerów wieczorem 🙂 ) to sama świadomość, że mam pracę dającą tyle wolności działa jakoś motywująco.

Wiem, niekoniecznie czytając ten tekst tworzysz rękodzieło zarobkowo, ale nawet tym bardziej – masz ten przywilej, że potrafisz „spiąć się” w pracy… bo wiesz, że dzięki temu „podłubiesz” wieczorem w ukachanej technice, zamiast nadrabiać to, na co brakło energii w ciągu dnia.

Nie tworzysz? A chcesz spróbować?

Ale ostrzegam – grozi bardzo skutecznym przyspieszeniem procesu planowania czasu i znajdywania go nawet tam, gdzie go pozornie nie ma…

Po to, żeby… „jeszcze tylko 3 rządki wydziergać”, „jeszcze tylko 3 koraliki nawlec”, „jeszcze tylko…zaszyć, przymocować, przylutować, dodać, ująć, ponakrajać…

Jeżeli chcesz spróbować nowej techniki – zaglądaj tutaj (warsztaty rękodzieła – Poznań ) – Pasja skutecznie uczy organizacji czasu 🙂

A jeżeli już tworzysz i organizacja czasu pozwala Ci na podglądanie naszych szkoleń z zakresu rękodzielniczej przedsiębiorczości – wskakuj tutaj po 6-częściowy video-poradnik „Jak wycenić rękodzieło”.

A Ty? Masz jakieś sprawdzone patenty na „BRAK CZASU” ?

Pisz: agnieszka@oplotki.pl

Podziel się tym wpisem z koleżanką – może i jej przyda się taka refleksja 🙂

 

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.

Zapraszam Cię do przesłuchania odcinka PODKASTU, w którym mówię o samej konferencji, jeżeli „douszna” formuła przyswajania informacji jest dla Ciebie wygodniejsza.

Kasia Aleszczyk – organizatorka  wydarzenia i „spec” od WordPressa „ogarnia” całą organizację, ale po kolei.

https://youtu.be/EDIOUUwvzao

O co chodzi

Zapewne nie obcy jest Ci koncept samej konferencji. Ot idea powszechnie znana – zebrać w jednym miejscu „mądre głowy” i osoby chcące się czegoś od nich nauczyć i ułatwić przepływ wiedzy, dzięki mąderemu zaplanowaniu prelekcji, paneli, warsztatów i dyskusji. Najczęściej taka konferencja trwa od jednego do kilku dni i wymaga dojazdu w konkretne miejsce takie, jak sala wykładowa, aula co-work lub różnego rodzaju biuro.

To PRAWIE to samo

Prawie, bo konferencja online jest pozbawiona jednego z powyższych elementów. Mianowicie nie ma potrzeby dojazdu. Możesz śmiało uczestniczyć w przepływie wiedzy i umiejętności z domu…siedząc wygodnie w kapciach przed swoim komputerem. Całość odbywa się online.

To jeszcze nie wszystko!

Częstym minusem (jak dla mnie, bo może nie wszyscy tak mają) jest „jednoczesność”. Duże konferencje zorganizowane są w ten sposób, że w kilku salach jednoczeście toczą się ciekawe wydarzenia. Niestety wtedy jesteśmy zmuszeni wybierać i mamy nieprzyjemne poczucie, ze coś wartościowegonas ominęło. Przytoczę tu choćby przykład Poznańskich Dni Przedsiębiorczości. Choćby w tym roku – podczas mojej prelekcji toczą się zwykle 2-3 atrakcyjne wykłady i zagryzam zęby, ponieważ tracę je jakby „z automatu” (swoją drogą zapraszam – udział jest bezpłatny, dzięki finansowaniu ze środków Miasta Poznań) .

To samo, ale bez minusów

W przypadku konferencji online – powyższy problem również został wygodnie rozwiązany. Każda z prelekcji to faktycznie video, do którego uczestnicy mają dostęp przez tak długi czas, jak tylko zadecydują ( mogą wybrać podczas zakupu biletów).

Sprytne prawda?

Sama jestem wielką fanką konferencji. Regularnie uczęszcam, bo nie tylko traktuję je jako stałe źródło inspiracji, poszerzania wiedzy i horyzontów, ale również jako rodzaj „pożytecznego” przerywnika w pracy oraz miejsce nawiązywania ciekawych kontaktów.

Masz ochotę wziąć udział w swojej pierwszej konferencji online? Nie ma lepszej okazji! Domyślasz się pewnie, że ten artykuł nie pojawił się bez powodu.

A jaki to powód?

Chciałam bardzo serdecznie zaprosić Cię na konferencję, w którą Kasia Aleszczyk włożyła ogrom pracy, a ja znalazłam się wśród zacnego grona prelegentów. Znajdziesz tam aż 35 prelegentów, ponad 40 godzin nagrań oraz cenne warsztaty przeprowadzone przez organizatorkę. Samodzielnie możesz zdecydować, jak długo chcesz mieć dostęp do tych materiałów oraz, czy planujesz być „na żywo” dokładnie w dniach trwania konferencji (3-7 czerwca 2019).

Edit 2021 ;P 

W tym roku ( czyli 2021) Konferenncja po raz kolejny! Już oficjalnie dizała strona ze szczegółowymi informacjami – a znajdziesz je bezpośrednio na stronie Kasi Aleszczyk – szczegóły konferecji Jak-Żyć-W-Necie-2021.

 

 

Motivation Day

Motivation Day

Cześć, nazywamy się Maria i Daria. Razem tworzymy bloga Motivation Day, na którym publikujemy historie (nie)zwykłych kobiet. Zaraz opowiemy jak zrodził się nasz wspólny projekt i co oznacza dla nas słowo (nie)zwykła.

Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy zostałyśmy współlokatorkami. Szybko okazało się, że wiele nas łączy. Dwie niskie, młode dziewczyny o filigranowej budowie ciała (choć każda w lustrze widzi coś innego hihi :)) , ciemniejszej karnacji…właściwie wyglądające jak siostry i wciąż poszukujące swojej ścieżki życiowej. Poznając siebie bliżej, zauważyłyśmy, że często borykamy się z podobnymi wątpliwościami. Zaczęłyśmy coraz więcej czasu poświęcać na wspólne rozmowy i przemyślenia. Dyskutowałyśmy późnymi wieczorami  o wpływie różnych czynników na nasze życie, o tym, co chciałybyśmy w nim zmienić oraz jak postrzegamy same siebie. Każdego dnia stawałyśmy się coraz bardziej świadome swoich mocnych stron, które powinnyśmy pielęgnować, ale także słabości, które wymagały od nas pracy. Czułyśmy silną potrzebę rozwoju w różnych aspektach naszego życia. Jednym z pierwszych impulsów był dla nas udział w poznańskim Festiwalu PROGRESSteron jako wolontariuszki. To jedno z najciekawszych  wydarzeń rozwojowych skierowanych do kobiet. Festiwal odbywa się w miarę cyklicznie w różnych miastach w Polsce. Niestety ostatnia edycja w Poznaniu miała miejsce 3 lata temu. Była jednak dla nas wyjątkową. Dlaczego? Uświadomiła nam jak bardzo kobiety potrzebują przestrzeni stworzonej z myślą o nich. Wtedy w naszych głowach zaczął kiełkować pomysł, aby rozpocząć coś, co będzie owocne dla nas samych jak i innych. Przez kilka miesięcy zastanawiałyśmy nad koncepcją naszego bloga, aż w końcu pojawiło się hasło Motivation Day od pierwszych liter naszych imion.


Fotografia: Agnieszka Werecha

 

Każda z nas potrzebowała inspiracji i motywacji, a kto mógłby ją nam dać jeśli nie inne kobiety? (Nie)zwykłe kobiety, czyli takie, które przeszły od planu do realizacji swoich pomysłów, które robią coś związanego ze swoją pasją, prowadzą własny biznes, opowiadają o często wyboistej drodze dojścia do celu i w końcu są z siebie dumne. Zaczęłyśmy od poszukiwania naszych potencjalnych bohaterek. Nie była to łatwa droga, bo kobiety często nie chcą mówić o sobie i umniejszają swoje osiągnięcia. Nie poddawałyśmy się jednak dalej poszukując zainteresowanych do współpracy z nami. Z pomocą przyszły Latające Kręgi.  To tam poznałyśmy wiele wspaniałych kobiet i historii wartych opowiedzenia. Czasami to znajomi podrzucali nam kobiety mówiąc „ona jest super, idealnie pasuje do waszego bloga”. Co ciekawe, w zdecydowanej większości byli to mężczyźni. Ponadto śledziłyśmy portale społecznościowe i uczestniczyłyśmy w różnych przedsięwzięciach skierowanych do kobiet. Właściwie cały czas to robimy i nieustannie poszukujemy kolejnych bohaterek, które staną się dawką motywacji i inspiracji dla nas samych i naszych czytelników. Jeśli i TY prowadzisz własną działalność, fundację albo inny projekt  i chciałabyś się podzielić nim z innymi, a tym samym zainspirować i zmotywować innych do działania – skontaktuj się z nami. Czekamy właśnie na Ciebie! Nawet jeśli jesteś na początku drogi nic nie stoi na przeszkodzie by móc przedstawić siebie i wypromować swój pomysł. Nie zwlekaj, pozwól by usłyszeli o Tobie inni :).

Historie to nie wszystko, czym się zajmujemy. W swoich działaniach poszłyśmy o krok dalej i razem z naszymi bohaterkami zaczęłyśmy organizować warsztaty tematyczne związane z DIY, tańcem, zdrowym jedzeniem, wizażem i fotografią. Nieustannie staramy się też zachęcać do rozwoju osobistego i słuchania własnych potrzeb za pomocą ciekawych postów, czy udostępnionych planerów motywacyjnych.


Fotografia: Agnieszka Werecha

 

 A jak będzie wyglądała nasza przyszłość? Pomysłów w głowie mamy dużo, a czasu niezbyt wiele.  Dlatego coraz częściej myślimy o powiększeniu naszego motywacyjnego zespołu.  Nie ukrywamy, że mamy aspirację na więcej, ale potrzebujemy kobiecego wsparcia.  Więc jeżeli już teraz czujesz, że chciałabyś współtworzyć różne projekty z nami, napisz do nas koniecznie.  Może wspólnie z wielkim optymizmem popatrzymy w przyszłość!

Opowiedziałyśmy już historię naszego bloga, ale warto żebyście poznali też nieco bliżej nas. Mimo tego, że wiele nas łączy, jesteśmy też indywidualnościami.

Maria –  zorganizowana, ale tylko w pracy :), ma mnóstwo zajęć  zapominając, że doba to tylko 24h. Na co dzień pracuje jako konsultant do spraw zrównoważonych budynków i osiedli działając na rzecz przyjaznych i nowoczesnych miast przyszłości. Współrozwija projekt Rebel Mind, unikatowych dodatków nie tylko dla kobiet powstałych z resztek materiałów. W wolnej chwili jeżeli nie ogarnia „swoich” tematów to spędza czas z bliskimi, ćwiczy, czyta książki, ogląda filmy lub gra w planszówki.. Chce się cieszyć z małych i dużych rzeczy, uśmiechać się jak najczęściej.

Daria –  zorganizowana, odpowiedzialna i bardzo empatyczna. Na co dzień pracuje w zakresie analiz, kontroli wewnętrznych i raportowania. Kocha taniec i muzykę. Od kilku miesięcy uczy się kizomby i bachaty. Uwielbia jedzenie i eksperymentowanie w kuchni, choć jednym z jej ulubionych dań jest po prostu smażony boczek ;). W wolnym czasie z chęcią szydełkuje, czyta książki (kryminały, poradniki, horrory, luźne fabuły) i spotyka się ze znajomymi przy ulubionej herbacie.

Zapraszamy do nas,

Maria i Daria
Motivation Day

Tutaj znajdziesz nasz fanpage : MOTIVATION DAY NA FACEBOOKU

Zapraszamy też do podglądania MOTIVATION DAY NA INSTAGRAMIE

 

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.