Tag Archive for: rozwój zawodowy

POZNAJ 10 KROKÓW, KTÓRE UŁATWIĄ CI START

Przerażenie paraliżuje Twoje kroki w kierunku prowadzenia własnych warsztatów rękodzieła?

Szkoda czasu na nadmierne zamartwianie się. Poniżej zebrałam 10 kroków, które mogą ułatwić Ci start.

1. Zastanów się nad motywem przewodnim warsztatu. Jasno określ, kto będzie jego odbiorcą, co będzie tematem, jaki będzie efekt i dlaczego ktoś miałby z takiego warsztatu skorzystać.

2. Wyznacz najważniejsze punkty warsztatu. Stwórz plan spotkania krok po kroku. Zastanów się, czego dokładnie nauczysz uczestników, jakie umiejętności muszą opanować, aby ukończyć swoje prace, jakie umiejętności są im potrzebne, aby móc w pełni skorzystać z warsztatu. Jeżeli jesteś w stanie, wybieraj te propozycje, które są jak najprostsze – na trudne przyjdzie czas, kiedy nabierzesz pewności siebie wynikającej z doświadczenia.

wyznacz najważniejsze punkty

3. Zrób listę materiałów, przygotuj zestaw materiałów dla jednego uczestnika i instrukcję stworzoną na potrzeby tego warsztatu. Przetestuj zestaw samodzielnie lub z kimś zaufanym, kto krytycznie podpowie, czy jest „udany”.

zrób listę materiałów

4. Wybierz lokalizację warsztatu. Sprawdź koszty, dojazd. Warto przetestować taki warsztat z grupą znajomych, aby sprawdzić, czy może jest coś, czego nie bierzesz pod uwagę, a jednak warto by było.

5. Zastanów się, w jaki sposób uczestnicy będą rezerwować swoje miejsca (polecam płatność z góry, która zapewnia wysoką frekwencję). Zdecyduj, ile osób minimalnie i maksymalnie powinno wziąć udział w warsztacie. Poinformuj, czy istnieje możliwość odwołania swojego udziału lub zwrotu należności itd.
zaprojektuj sposób rezerwacji

6. Podgrzewaj atmosferę przed warsztatem – informuj o materiałach, dziel się informacjami odnośnie miejsca (gdzie zaparkować, jak się ubrać, czy będzie chłodno, czy ciepło, czy będzie możliwość skorzystania z poczęstunku/napojów). Zadecyduj, w jaki sposób będziesz się kontaktować z uczestnikami (na wypadek np. zmiany godziny warsztatu warto pozostać w aktywnym kontakcie): czy będą to e-maile, czy Messenger, czy może posty informacyjne w  formacie wydarzenia na Facebooku. Warto zadecydować o tym na długo przed faktyczną potrzebą użycia któregokolwiek z tych kanałów komunikacji.

7. Zadbaj o to, aby  w dniu warsztatu nic Cię nie rozpraszało. Skup się na tym, aby Twój warsztat był po prostu wspaniały (nie tylko dla uczestników, ale i dla Ciebie). Wybierz datę, która nie jest poprzedzona trudnymi wydarzeniami, godzinę, która zapewnia zarówno Tobie, jak i uczestnikom komfort. Duża porcja przygotowania ułatwi Ci przeprowadzenie EPICKIEGO warsztatu, który podziała nie tylko jak najlepsza reklama, ale też doda Ci pewności siebie i zachęci do projektowania coraz dłuższych, bardziej zaawansowanych scenariuszy spotkań.

przeprowadź epicki warsztat

8. Poproś o opinię i o podzielenie się informacją o Twoich warsztatach ze znajomymi. Zadbaj o fajne fotografie, poproś o ich udostępnianie. Warto poprosić o pisemną opinię dzień lub dwa bezpośrednio po warsztacie, a za zgodą autora udostępniać taką opinię kolejnym zainteresowanym (możesz też użyć opcji recenzji na Facebooku).

9. Słuchaj krytyki. Zadbaj o przyjazną atmosferę i wprost pytaj, co się NIE PODOBAŁO – tylko po to, aby móc ulepszać, poprawiać swoje warsztaty. Serdecznie dziękuj za wszystkie krytyczne uwagi. To one sprawiają, że każde kolejne spotkanie może być jeszcze lepsze.

10. BAW SIĘ! Dzielisz się najpiękniejszym, co masz w sobie! Zadbaj, aby takie warsztaty ładowały również Twoje baterie, aby dawały Ci możliwość rozwoju. Nie rób niczego wbrew sobie i szanuj swoje granice. Jasna komunikacja i świadomość, że to Ty decydujesz, jak warsztaty będą wyglądały, dają Ci możliwość pracy na podstawie Twoich mocnych stron.

Baw się na swoim warsztacie

Każdy z podpunktów rozbij na małe, łatwe do wykonania zadania. Koniecznie sprawdź inne oplotkowe teksty na blogu, podcasty, filmy na YouTube. Wiele wymienionych powyżej zadań opisałam w nich z dużą dozą szczegółowości.

Zachęcam Cię także do pobrania darmowego e-booka pt. „Jak prowadzić warsztaty rękodzieła” >> 

Artykuły, które mogą Cię zainteresować:

Jak przygotować warsztaty rękodzieła?

Jak zorganizować warsztaty rękodzieła?

6 błędów, których warto uniknąć, prowadząc warsztaty rękodzieła

Podcasty, których warto posłuchać:

Jak prowadzić warsztaty rękodzieła?

Social media dla rękodzielnika

Film, który warto obejrzeć:

Warsztaty rękodzieła – jak zacząć, jak ulepszać

CO ROBIĆ, ABY PRODUKTYWNIE WYKORZYSTAĆ CZAS NA KWARANTANNIE

Jak produktywnie wykorzystać czas na kwarantannie

Martwimy się o bliskich. Żonglujemy między rolą nauczycielki naszych dzieci, kucharki, pani od sprzątania, domowej pomocy psychologicznej.

W tym wszystkim próbujemy zrobić coś dla siebie lub dla swojego biznesu.

Nie da się ukryć. Jest ciężko.

produktywnie na kwarantannie

Co więc można zrobić, żeby nie dopadało nas poczucie, że nie robimy nic?

Ale jednocześnie robić to, co uda się wcisnąć między logistykę codzienności?

Promować! Dzielić się ze światem tym, co mamy! Wychodzić z ukrycia!

Jeżeli czujesz, że dla Ciebie również to nie czas na nowe kolekcje produktów, zdecydowanie nie pora na przesiadywanie przed komputerem, a Twoja głowa po prostu nie potrafi się skupić w tym chaosie tak, jak wcześniej – mam coś dla Ciebie.

produktywnie na kwarantannie

Pinterest.

Tak!

Nawet jeżeli jeszcze nie znasz tego narzędzia, to zdecydowanie polecam je Twojej uwadze WŁAŚNIE TERAZ. Kiedy czasu jak na lekarstwo, o skupienie ciężko, a ilość dodatkowych zadań sprawia, że znowu Twoje rękodzieło schodzi na dalszy plan.

produktywnie na kwarantannie

Wszystko, czego potrzebujesz to kilka momentów, żeby zobaczyć wideo, w którym wyjaśniam, jak bezpłatnie promować rękodzieło dzięki platformie Pinterest.

A potem?!

Wystarczy dosłownie minuta dziennie, żeby efekty Twoich działań były zauważalne i przybierały na sile jak kula śniegowa.

produktywnie na kwarantannie

Dlaczego?

Bo Pinterest w przeciwieństwie do Facebooka i Instagrama – to NIE JEST MEDIUM SPOŁECZNOŚCIOWE. Tam nie ma milionów postów, które po chwili przepadają w feedzie. Pinterest to wyszukiwarka graficzna, więc jeżeli Twój klient będzie szukał dokładnie tego, co oferujesz, to prędzej czy później Cię znajdzie! Być może nawet dzięki jednej publikacji Pina (bo tak nazywa się fotki, które tam umieszczasz wraz z odpowiednim opisem).

produktywnie na kwarantannie

W tym wideo wyjaśniam, jak przy minimalnych nakładach pracy uzyskać optymalne efekty. Daję Ci mój osobisty patent na generowanie ruchu i kierowanie go do sklepu z rękodziełem, strony, bloga, podcastu. Ty też możesz wykorzystać tę strategię. Jedyne, czego potrzebujesz to chwila dziennie.

produktywnie na kwarantannie

Zaciekawiona?

Tutaj pobierzesz bezpłatny wideo tutorial „Jak promować rękodzieło na Pinterest” >>

   

DLACZEGO WSPIERAM TWÓRCÓW RĘKODZIEŁA W BEZPŁATNEJ GRUPIE NA FB

Pamiętasz to uczucie, kiedy udało Ci się kupić odlotowe buty na wyprzedaży?Albo jeszcze lepiej – kiedy dostałaś drugą parę gratis, bo akurat wybrałaś się na zakupy w urodziny i taka promocja obowiązywała w sklepie?Fajne uczucie, prawda? Raczej polubiłaś ten sklep albo sprzedawcę. 😉

A zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego wiele sklepów wysyłkowych pozwala Ci przymierzyć np. buty i w razie czego zwrócić bez dodatkowych kosztów? Dlaczego dostajesz od nich wysyłkę właściwie za darmo?

Dobrze się domyślasz. Kiedy już założysz te wymarzone buty na stopy, raczej nie będziesz chciała ich odesłać tam, skąd przyszły. 😉

Wychodzę z podobnego założenia. 

Zanim sprzedam, daję próbkę.

– Jak to? Rozdajesz wiedzę za darmo?! – wykrzyknęła koleżanka z mastermindu (naszej grupy do burzy mózgów między koleżankami-przedsiębiorczyniami z zupełnie innych branż niż handmade).

– Oczywiście! Wiem, że część z tych osób wróci po więcej. Wiedzieć coś a wdrożyć to dwie różne historie – odpowiedziałam jej.

Tak właściwie w skrócie wygląda biznesowa misja grupy na FB. Dzielę się w niej aktualną wiedzą i doświadczeniem z zakresu prowadzenia rękodzielniczej działalności zarobkowej. Ciągle nowe treści. Dostępne przez krótki czas bezpłatnie. Te najbardziej wartościowe (w ocenie członków grupy) trafiają później do biblioteki AKADEMII RĘKODZIELNIKA (tutaj przeczytasz więcej o tym programie >>).

Wiedza jest wszędzie. Wiele z tego, czego nauczam, sama nauczyłam się od mojej mentorki biznesowej  w online MBA (tutaj przeczytasz więcej >>) albo po prostu (trochę bardziej kosztownie) nauczyłam się na własnych błędach.

Wiedza tajemna z pewnością to nie jest. Ale, jak wspomniałam, wiedzieć a WDROŻYĆ to dwie różne bajki.

Wiem, że nie każdy, kto zaczyna przygodę z przedsiębiorczością rękodzielniczą, ma duże zasoby finansowe na inwestowanie w rozwój swoich kompetencji. Byłam w tym samym miejscu. Sama pamiętam setki bezpłatnych webinarów i tutoriali na YouTube, które przewertowałam, aby w końcu trafić na moją mentorkę biznesową. Dopóki miałam tonę entuzjazmu początkującego pasjonata, wystarczała bezpłatna wiedza. W momencie kiedy zdecydowałam, że rękodzielniczy biznes chcę robić na poważnie, zadbałam o nawyk korzystania ze wsparcia merytorycznego osób, które są tam, gdzie ja chciałabym być.

Zgodnie z tym, czego sama doświadczyłam (ogromna hojność ze strony mojej mentorki), dzielę się wiedzą bezpłatnie. Natomiast swój czas, osobistą uwagę i możliwość jeszcze szybszej drogi od przedsiębiorczego punktu A do B daję klientkom, które gotowe są na poważnie zacząć zarabiać na rękodziele. Płatne programy wsparcia to praktyczne wdrażanie, aby osiągać założone cele, a bezpłatne – solidne porcje wiedzy.

Dlatego, nie przeciągając, zapraszam Cię po to wszystko, czego nauczyłam się, prowadząc rękodzielniczą działalność zarobkową (jak OPLOTKI).

Wskakuj do bezpłatnej grupy na Facebooku „OPLOTKI & Friends – Jak zarabiać na rękodziele”. Tutaj znajdziesz bezpośredni link >>

jak prowadzić rękoszi

Czy promowanie swojego rękodzieła w dobie kryzysu ma sens?

Jeśli zastanawiasz się, jak promować rękodzieło w czasie kryzysu, mam dla Ciebie podpowiedź.

Dokładnie tak samo albo nawet intensywniej niż normalnie!

Wierzę, że rękodzieło niejednej osobie uratowało zdrowie psychiczne. Zwłaszcza w tym przedziwnym czasie kwarantanny, samoizolacji, tęsknoty za bliskimi…

Dlatego uważam, że tym bardziej naszym OBOWIĄZKIEM – jako twórców rękodzieła – jest DAĆ SIĘ ODNALEŹĆ w sieci.

Wiem,  produkowanie postów na Facebooku i Instagramie przynosi coraz mniejsze efekty.  Posty giną w feedzie i następnego dnia już nikt nie pamięta Twojej misternie projektowanej grafiki.

Rozumiem Cię. W zespole OPLOTKI sam Facebook to jeden pełny etat pracy!

Dlatego polecam Twojej uwadze platformę Pinterest. Pisałam już o niej więcej tutaj >>

Nie będę powtarzać, ale zachęcam Cię do jej wykorzystania szczególnie teraz.

(Jeżeli jeszcze nie wykorzystywałaś tego medium strategicznie, przyda Ci się ten krótki wideo tutorial >>).

Pinterest to bardziej wyszukiwarka graficzna niż social medium. I co z tego?

Jedna cenna informacja: Twoi klienci SZUKAJĄ Twojej treści, a nie bezmyślnie przewijają feed. ☺

Jeżeli strategicznie opiszesz swoje grafiki, będą żyły właściwie w nieskończoność (w przeciwieństwie do „znikających” postów na FB czy Instagramie).

Dobrze stworzone treści na Pinterest ROSNĄ z czasem.

Zaintrygowałam?

Mam nadzieję!

Wskakuj tutaj >> po wideo tutorial, który pokaże Ci, jak możesz wykorzystać Pinterest do promocji swojego rękodzieła!

I pamiętaj!

Twoje rękodzieło jest teraz potrzebne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej!

Może właśnie teraz ktoś tam szuka kreatywnego sposobu na oderwanie się od zmartwień codzienności i w pięknych, misternych przedmiotach pełnych uważności i godzin serca odnajdzie drugiego człowieka. ☺

Nie chowaj siebie i swojej twórczości!

Teraz jest szczególny czas, aby ją pokazywać!

Agnieszka

CO MOŻESZ ZROBIĆ DLA SWOJEGO BIZNESU, KIEDY WOKÓŁ SZALEJE PANDEMIA?

W dniu 27 marca 2020 udostępniłam wideo warsztat na temat przygotowania swojego biznesu na recesję >> https://youtu.be/zgs7YAh6Gww

Zebrałam najważniejsze myśli z tego wideo warsztatu w formie pisanej.

handmade a koronawirus

Po pierwsze – oszacuj, na czym stoisz

Choć niektórzy liderzy próbują wmawiać nam, że obecna sytuacja „to nic takiego”, chyba wszyscy czujemy, że jednak jest poważnie. Zamartwianie się i panika to druga skrajność. Jedno, co z pewnością może nam pomóc, to solidna porcja merytorycznej wiedzy.

Obserwacja mediów o ugruntowanej pozycji, różnorodność źródeł – to metoda, która pozwoli Ci reagować na sprawdzone fakty, a nie wpadać w popłoch poprzez tzw. fake newsy.

Sprawdź, w jakiej kondycji jest Twoja działalność i czy finansowo jesteś w stanie przetrwać scenariusze optymistyczne (kwarantanna potrwa jeszcze kilka tygodni) i pesymistyczne (potrwa kilka miesięcy).

W każdej z sytuacji możesz założyć, a właściwie po prostu przeliczyć, czy „dasz radę” czy może „pójdziesz z torbami”.

Nie bój się odpowiedzi na to pytanie!

Czasem lepiej wiedzieć, że w długi zaczniesz wpadać po miesiącu, niż udawać, że rzeczywistość w jakiś magiczny sposób Cię ominie.

Może okaże się, że nie jest tak źle. A nawet jeśli… możesz zareagować!

Po drugie – decyduj. Szybko. 

No właśnie. Nawet najgorszy scenariusz to nie jest powód do paraliżu.

Nie warto chować się pod kołdrę.

Za to zdecydowanie warto podejmować szybkie decyzje. Nawet na bazie skąpej wiedzy lub przewidywań, które mogą, ale nie muszą się sprawdzić. Postawa proaktywna, zamiast biernego obserwowania tego, co wokół, zdecydowanie może „uratować” naszą biznesową skórę. Może zmiana strategii, ograniczenie wydatków, inwestycja w produkt, który odpowie na aktualne potrzeby naszych klientów, okaże się strzałem w dziesiątkę?

To może być Twoje biznesowe „być albo nie być”.

Wyobraź sobie właściciela pracowni szycia, który ignoruje zakazy, udaje, że „nic się nie stało” i w ofercie pozostawia takie warsztaty.

Nie tylko nikt nie przychodzi, ale sam rękodzielnik zyskuje złą sławę. A kiedy pył powirusowy opadnie, raczej nie będzie notował zbyt wielkich tłumów.

Po trzecie – komunikuj (się) 

A co, jeśli ten sam właściciel pracowni ją zamyka? Albo jeszcze lepiej – zamyka siebie w niej? I szyje jak szalony maseczki, które odwozi do szpitali? A co, jeśli w wolnych chwilach KOMUNIKUJE swoim klientom, ze pracownia zamknięta (bo szyje jak szalony te maseczki). A co, jeśli trzaska live’y na FB, jak szyje te maseczki, i jeszcze na dodatek uczy innych, jak to robić, nawołując do akcji #zostanwdomu?

Rozumiesz, w jakim kierunku pędzą moje myśli?

Ten sam właściciel pracowni. Ta sama pracownia. Ten sam czynsz, który jakoś sam nie chce się zapłacić…

Tylko sytuacja / wizerunek / poczucie sprawczości / duma / wsparcie społeczności …zuuuupełnie inne!

Pamiętaj!

Jeżeli jesteś twórcą rękodzieła i myślisz o sobie: “Co ja tam mogę w walce z Koronawirusem. Jestem jak taki Dawid w walce z Goliatem…”, to przypomnij sobie, kto tę epicką, nierówną walkę wygrał.

A co najważniejsze – DZIAŁAJ!

Otocz się przyjaznym wsparciem bratnich dusz, które nie pozwolą załamać rąk i zmotywują do aktywności. I pamiętaj:

Pewnie wszyscy odnotujemy straty (już ze strachem spoglądam na prognozy i opłakuję ambitne plany warsztatowe, które ekipa OPLOTKI snuła w styczniu tego roku), ale tylko od nas zależy, czy na sercu i w duszy wyjdziemy z całej tej koronawirusowej przygody bogatsi.

Po więcej zapraszam Cię do nagrania:

27 marca udostępniłam wideo warsztat na ten temat, o tutaj https://youtu.be/zgs7YAh6Gww

oplotki jak wybrac temat

JAK WYBRAĆ TEMAT WARSZTATÓW RĘKODZIELNICZYCH, BY PRZYCIĄGNĄĆ UCZESTNIKÓW?

Kiedy podejmujesz decyzję o prowadzeniu warsztatów rękodzielniczych, zapewne zmagasz się z wyzwaniem, który temat wybrać, od czego zacząć. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, warto rozważyć kilka kwestii.

1. PODSTAWOWE ELEMENTY ZWIĄZANE Z TWOJĄ TECHNIKĄ

Wiele technik wymaga zaawansowanych umiejętności, specjalistycznej pracowni lub wiąże się z dużymi kosztami. Przemyśl, czy Twoja technika posiada tego typu „utrudnienia”. Dla przykładu – warsztaty ceramiki same w sobie nie wymagają zaawansowanych umiejętności ani nie generują dużych kosztów, jednak konieczność wypalania w specjalistycznym piecu sprawia, że pojawia się albo potrzeba transportu prac (do pieca) albo inwestycja we własną pracownię. Charakter takich warsztatów rękodzielniczych wyklucza również przeprowadzenie ich w kafejkach czy też w kawiarniach i raczej wymaga miejsca, w którym można trochę „pobrudzić”.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

Zastanów się, czy Twoja technika jest mobilna, czy wiąże się z różnego rodzaju „utrudnieniami” w prowadzeniu warsztatów rękodzielniczych. Takie „utrudnienie” może okazać się paradoksalnie Twoją „przewagą rynkową”, ponieważ może po prostu podwyższać próg wejścia na rynek Twojej potencjalnej konkurencji. Jeżeli posiadasz własną pracownię ceramiczną wyposażoną w piec, automatycznie zyskujesz przewagę nad tymi twórcami, którzy jej nie mają – rozumiesz, do czego zmierzam?

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

To ważne, zwłaszcza z punktu widzenia uczestników, których nie chcesz narazić na poczucie, że warsztat był w jakikolwiek sposób niekompletny (wyobraź sobie warsztat ceramiczny, po którego zakończeniu okazuje się, że wypał pracy – i tym samym jej zachowanie – jest niemożliwe…).

2. UMIEJĘTNOŚCI TWOICH UCZNIÓW

Weź pod uwagę fakt, że uczestnicy warsztatów zaczynają od konkretnego poziomu umiejętności. W zależności od tego, do jakiej grupy docelowej kierujesz swoje warsztaty rękodzielnicze, warto zastanowić się, czy to Ty nauczysz ich konkretnych kroków, czy będziesz zakładać, że któreś z nich opanowali już wcześniej.

Zastanów się:

– czy możesz uczyć kolejnych umiejętności równolegle, czy też, aby opanować dany krok, potrzebne jest opanowanie poprzedniego?

– ile czasu zajmie osobie początkującej opanowanie danej umiejętności?

– czy dane umiejętności można w całości opanować podczas warsztatu, czy wymagana jest praca własna w domu?

Pamiętaj, że nie chodzi tutaj o nauczenie wszystkiego, co wiesz i potrafisz. Chodzi raczej o przeprowadzenie warsztatu w taki sposób, aby uczestnik osiągnął konkretny, pożądany efekt albo stworzył konkretny produkt.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

Zauważyłam, że uczestnicy moich warsztatów rękodzielniczych zapamiętują najwięcej, kiedy nie „przytłaczam” ich wiedzą. Paradoksalnie – im mniej próbuję ich nauczyć, tym więcej się uczą. Kiedy usiłowałam upchnąć w jednym warsztacie wszystko, co tylko mogłam, uczestnicy wychodzili sfrustrowani ilością umiejętności, które jeszcze pozostały im do opanowania. Teraz skupiam się na opanowaniu niewielu umiejętności, ale za to z gwarancją, że uczestnicy opanują je na pewno. To działa bardzo motywująco i dodatkowo zachęca do pracy w domu i kontynuowania rozwoju w kierunku danej techniki.

3. MIEJSCE WARSZTATU RĘKODZIELNICZEGO

Czy masz możliwość prowadzenia warsztatu w stałej lokalizacji?

Daje Ci to możliwość wprowadzenia do scenariusza warsztatu rękodzielniczego zaproszenia do zakupu materiałów lub do „odwiedzin” powarsztatowych, co buduje większe zaufanie. Dodatkowo gwarantuje uczestnikom poczucie bezpieczeństwa, że nawet jeżeli nie zdążą dokończyć pracy, zawsze mogą do niej wrócić podczas kolejnego warsztatu.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

Dodatkowo – jeżeli jest to Twoja pracownia lub przestrzeń warsztatowa – możesz z większą łatwością odpowiadać na pytania dotyczące zagadnień związanych z Twoją techniką, nawet jeśli nie omawiasz ich bezpośrednio podczas warsztatu. Łatwiej będzie Ci też pokazać przykłady gotowych prac, bez potrzeby transportowania ich każdorazowo na miejsce warsztatu.

Czy miejsce warsztatowe będzie wyposażone w narzędzia, odpowiednie oświetlenie, wentylację i odpowiednie środki bezpieczeństwa?

W przypadku warsztatów dziergania dodatkowa para drutów i kilka motków wełny nie stanowi problemu, jednak w przypadku np. warsztatów wikliny kolejny zestaw „witek”, pojemników na wodę, spryskiwaczy, nożyków i innych akcesoriów może znacznie utrudnić pracę.

Ilu uczestników jesteś w stanie pomieścić?

Może się wydawać, że im więcej uczestników, tym lepiej (z punktu widzenia potencjalnego zysku) jednak prowadzenie (i udział) warsztatów w przepełnionej, ciasnej sali, znacznie obniży ich jakość.

Pamiętaj również, że w przypadku dużych grup, zwiększa się prawdopodobieństwo, że kilka osób nie dotrze na warsztat. Ale co jednak będzie, kiedy wyjątkowo pojawią się wszyscy, a Ty przyjmiesz więcej zapisów, niż sala jest w stanie pomieścić?

Warto świadomie zadecydować, ilu uczestników realnie chcesz przyjąć na warsztat. Może scenariusz warsztatu wymaga więcej indywidualnej uwagi, a może po prostu ważny jest intymny charakter takiego spotkania. To Ty decydujesz, czy niewielka grupa będzie mogła porozmawiać podczas wspólnej twórczości, czy też duża grupa podzieli się na małe podgrupy, które właściwie po krótkiej chwili „żyją własnym życiem”.

Warto komunikować rozmiar grupy – są uczestnicy, którzy podczas wyboru warsztatu kierują się właśnie tym, jak duża jest grupa, a co za tym idzie, jak duży dostęp mają do Ciebie.

4. POZIOM UMIEJĘTNOŚCI UCZESTNIKÓW

Warto zdecydować, jaki będzie poziom zaawansowania Twoich warsztatów. Nie warto oczekiwać, że z kompletnie początkujących amatorów danej techniki zamienisz w zaawansowanych artystów w ciągu trzygodzinnego warsztatu. Warto dokładnie komunikować, jakie podstawowe umiejętności są wymagane lub że nie wymagane są jakiekolwiek umiejętności (w przypadku warsztatów dla początkujących).

Wybierz coś, co uczestnicy rzeczywiście będą chcieli zrobić.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

Warto wybrać temat, o który uczestnicy pytają lub jest w jakiś sposób popularny, przydatny itp. Im większa motywacja uczestników, tym bardziej produktywny będzie warsztat i tym chętniej opanują daną technikę, a co za tym idzie, będą polecać Twoje warsztaty dalej.

5. CO JEST POPULARNE

Jeżeli jesteś w stanie zaproponować taki temat warsztatu, który jest aktualnie modny, i w ten sposób zaprezentować swoją technikę – zawsze będzie Ci łatwiej zachęcić do udziału w spotkaniu.

Warto sprawdzić, jakie są trendy kolorystyczne, jakie królują kształty i faktury w wystroju wnętrz lub biżuterii. Dzięki temu łatwiej będzie Ci promować warsztaty.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

Z drugiej strony – warto sprawdzić, czy przypadkiem w bliskim sąsiedztwie ktoś nie proponuje konkurencyjnych tematów.

6. KONKURENCJA MOŻE POMÓC

A co w sytuacji, kiedy w bliskim sąsiedztwie ktoś już proponuje warsztaty rękodzieła w Twojej technice?

Wykorzystaj to na swoją korzyść. Sprawdź, czy jesteś w stanie uzupełnić w jakiś sposób ofertę. Nie ma sensu konkurować ceną (bo to „wyścig do dna”), ale możesz pomyśleć, w jaki sposób Twoje warsztaty mogą być ciekawsze, bardziej pełne. Jeżeli możesz zapewnić jeszcze bardziej atrakcyjną formułę (choćby miało to być dodanie przerwy na pyszne ciastko), z pewnością  szybko zyskasz grono fanów. Warto również sprawdzić ofertę „konkurencji”, bo może się okazać, że uzupełniasz ją np. pod względem prowadzenia warsztatów wprowadzających albo przygotowujących do kursów konkurencji. Lub wręcz przeciwnie: możesz zaproponować bardziej wyszukane, zaawansowane tematy, bo Twoja konkurencja uczy podstaw.

7. PORY ROKU

Nie przeocz ważnych świąt, pór roku. Weź pod uwagę sezonowość, która króluje w danej technice. O ile nie będę tutaj bardzo odkrywcza, nazywając listopad początkiem  bożonarodzeniowego boomu na dekoracje świąteczne, może się okazać, że Twoja technika posiada dodatkowe pory, które wpływają na bardziej lub mniej wzmożone zainteresowanie Twoimi warsztatami.

oplotki jaki temat warsztatów rękodzielniczych wybrać

W przypadku dziergania zdecydowany sezon na warsztaty to wrzesień i październik, kiedy za oknem robi się coraz zimniej. Mamy wtedy większą ochotę zaszyć się pod samodzielnie wydzierganym kocem lub otulić szyję szydełkowymi szalami.

Mam nadzieję, że wybór tematu Twoich warsztatów rękodzieła będzie – dzięki tym kilku sugestiom – nieco łatwiejszy.

Zachęcam Cię również do przeczytania pozostałych wpisów:
Jak przygotować warsztaty rękodzieła >>

Jak prowadzić warsztaty rękodzieła >>

A klikając  TUTAJ  lub w poniższą grafikę,pobierzesz bezpłatny PDF „JAK PROWADZIĆ WARSZTATY REKODZIEŁA” 

Jeżeli masz jakiekolwiek pytania – śmiało pisz:

agnieszka@oplotki.pl

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.




JAK PROWADZIĆ WARSZTATY RĘKODZIEŁA ONLINE, KIEDY KORONAWIRUS SABOTUJE TWOJĄ DZIAŁALNOŚĆ HANDMADE?Wszyscy siedzimy w domach.

Takie czasy.

Możemy załamać ręce i lamentować, że nasza działalność, finanse, CAŁA RZECZYWISTOŚĆ zrobiła potrójne salto i wylądowała w kałuży chaosu.

Możemy.

Ale możemy też zakasać rękawy, zrobić krok w tył i spróbować  jakoś odnaleźć się w tej przedziwacznej, niepewnej rzeczywistości…  A jak się to ma do biznesu rękodzieła?

Jeżeli tak, jak zespół OPLOTKi, który na co dzień żyje z prowadzenia warsztatów stacjonarnych, odczuwasz ból koronaprzekleństwa, może nasz patent na przeczekanie przyda się i Tobie.

W ramach akcji #zostanwdomu postanowiłyśmy postawić na BYCIE z WAMI i dzielimy się najlepszym, co mamy – RĘKODZIEŁEM.

Organizujemy więc warsztaty rękodzieła ONLINE.

Jako że to idealny czas, aby być RAZEM, umożliwiamy udostępnianie gościnnych warsztatów na naszym profilu Facebook >> 

Były już warsztaty z takich technik, jak: scrapbooking, sutasz, makrama, szydełkowanie, tkanie.

Coraz więcej twórców zwraca się do nas z pozytywną wiadomością „PRZYŁĄCZAMY SIĘ DO AKCJI”, ale czasami barierą okazuje się technologia.

Dlatego stworzyłam totalnie bezpłatny warsztat – wideotutorial pt. „Jak prowadzić warsztaty rękodzieła online”.

W ramach tego warsztatu omówiłam narzędzia, których ekipa OPLOTKI używa do publikowania naszych warsztatów.

Zapraszamy Cię do skorzystania!

Jeżeli chcesz podzielić się pasją do rękodzieła, ale po prostu nie wiesz, jak to zrobić – koniecznie wskakuj tutaj: Jak prowadzić warsztaty rękodzieła online >> 

Nagranie pozostawiam dostępne dla każdego i  zachęcam do dzielenia się nim z bliskimi!

Jeżeli już wiesz, jak stworzyć taki warsztat rękodzieła online, to wiesz także, jak ważna jest promocja takiego warsztatu. Możesz „zrzucić” tę promocję na OPLOTKI, dołączając do naszego grafika:

Możesz też samodzielnie promować swoje warsztaty.

Zakładam, że Facebook, to dla Ciebie „pikuś”, ale może przyda się wideotutorial pt. „Jak promować rękodzieło (oraz warsztaty online!) na Pinterest.

Pobierzesz go tutaj: Jak promować rękodzieło na Pinterest >>

Wspierajmy się w tym trudnym czasie i pamiętajmy, że to się wszystko kiedyś wreszcie skończy. Potraktujmy ten czas, jako konstruktywny czas rozwoju/wzrostu/refleksji.

Nie dajmy się panice!

Trzymam za Ciebie kciuki!

Zdrówka i #zostanmywdomu!

JAK SIĘ (NIE) UBIERAĆ, KIEDY PRACUJESZ JAKO FREELANCERKA?

Poczułam się wykluczona, kiedy czytałam wymyślne nazwy biurowego ubraniowego savoir-vivre…

Że white tie, black tie, że formal, informal, business, casual itp. I każdy styl z milionem zasad do zapamiętania. A kiedy mąż rzucił mi od niechcenia: „Ty to masz luz, w dresie możesz cały dzień”, to już nie wytrzymałam.

Chciałam mu powiedzieć, że w tych naszych „biznesach onlajn” to przynajmniej z osiem stylów mogę wyróżnić, ale poza szczegółowymi opisami jakoś ani jedna ze standardowych nazw mi nie pasowała.

NO TO SPŁODZIŁAM WŁASNE! Gotowe?

Co wypada? Co nie wypada?

No dobra, to na początek mały background.

Jestem rękodzielniczką (wyobraźnia już Ci pewnie podsuwa obraz jakiejś opatulonej wielkim swetrem baby dziergającej bambosze, oczywiście z kubkiem gorącej herbaty obok).

Jestem też przedsiębiorczynią (jakaś garsoneczka w poprawnych politycznie kolorach, może szpilka?).

Jestem mamą (plamy, gdzie się da i ciuchy praktyczne do obrzydzenia?).

Pracuję z domu (no, i tutaj to już dresik murowany!).

Na dodatek reprezentuję lokalną społeczność na forum miasta Poznań oficjalnie (jak właściwie powinna wyglądać radna ?!?) oraz nieoficjalnie (działaczka społeczna – na pewno jakaś zapalona NGO’ska z dredami i kolorowymi skarpetkami ?!).

A co powiesz na to wszystko NARAZ ?! W jednej osobie?! Jak “to coś” ma wyglądać w ogóle?! Jak się taki miszmasz ma ubierać?

Marka OPLOTKi to inkubator rękodzielniczej przedsiębiorczości, grupa kobiet prowadzących warsztaty rękodzieła (stacjonarne i online), sklep z rękodziełem online, a ja jako właścicielka jestem rasowym przedsiębiorcą „wszechogarniającym” całość – od networkingowania na konfach biznesowych poprzez łatanie dziur, kiedy „wysypie się” strona internetowa, aż po anagrywanie podcastowych odcinków, pisanie blogowych postów, wideo rozmowy z klientkami i koleżankami z zespołu, no i oczywiście z partnerami biznesowymi.

Jak się domyślasz, w tej sytuacji żonglowanie stylami jest nie lada wyzwaniem. Stąd ogromna potrzeba (pomożesz?) ogarnięcia tego chaosu.

Wierzę, że Twój „rozstrzał ról” pozwoli dodać co najmniej kilka stylówek do tego małego kompendium :P, więc śmiało notuj, jeżeli czujesz, że warto dodać jakiś podrozdział ☺

Freelancer style – czyli wolnoć, Tomku, w swoim domku!

To te słynne dresy, które oblekamy, kiedy trzeba zmierzyć się z długim artykułem odwlekanym na wieczne potem. To te bluzki mające po milion lat, które zakładamy z sentymentu, ale gdyby ktoś nas w nich zobaczył, to byśmy udały, że to nie my, tylko siostra bliźniaczka, co stylu nie ma. To te wszystkie ciuchy „po domu”, z którymi nie możemy się rozstać z jakiegoś irracjonalnego poczucia winy – że skoro tyle przeżyły, to należy im się „spokojna emerytura”.

Tutaj nie ma granic inwencji!

Dziergane skarpety (oczywiście handmade) do spódnicy, podkoszulek zamiast stanika, włosy w kitkę bez rozczesywania. Luz totalny, a w głowie myśl jedyna: „Niech ten pi!#@#$ kurier nie próbuje dzisiaj nawet dzwonić domofonem!”.

Serwuję sobie takie dni, kiedy absolutnie nic nie idzie, kiedy jedyne, co jestem z siebie w stanie wykrzesać, to zawleczenie laptopa na kanapę, żeby spłodzić jakiś tekst. Odłączam wtedy internet i jakoś irracjonalnie uspokajam się, że nikt mnie w takim stroju nie ogląda (niezaklejona kamerka internetowa mało mnie wtedy rusza 😛 ). Mój Freelancer style to totalna miękkość swetrów, spódnic, bluzek dzierganych ręcznie jako prototypy produktów sprzedawanych w OPLOTKowym sklepie (często nieudane, ale tak „swojskie”, że za Chiny nie spruję, tylko będę z dziką przyjemnością nosić, kiedy nikt nie widzi). Ot taki rękodzielniczy fetysz. 😛

Smart Casual – czyli czasem jednak kurierowi trzeba otworzyć

No dobra, jednak nie każdy z nas może bez końca tkwić w idealnym świecie, kiedy to ten świat niczego od nas nie chce. Wtedy jakoś tak czujemy się w powinności „jakoś” wyglądać.

Bez szaleństwa (make-up nawet nie przyszedłby mi do głowy przy tej stylówie), ale już jakiś outfit, w którym nie mamy fobii otwierania drzwi sąsiadce lub kurierowi, czemu nie?

Ukochane jeansy – koniecznie takie mięciutkie, najlepiej o dwa rozmiary za duże, żeby dupsko przed komputerem nie cierpiało, takie z zawiniętymi nogawkami, żeby skarpeciochy handmade obowiązkowo było widać. Skarpety najlepiej takie 100% wełna, żeby było ciepło bez wiecznego poszukiwania kapci (obuwiem gardzę w domowym office).

Do tego T-shirt – bawełna z jakimś printem=statementem, żeby mówił sam za siebie.

I nieodzowny, kluczowy element: Sweter (no, opcjonalnie bluza) – byle wielkie to było, „za tyłek”, z przydługawym rękawem, w który można schować dłonie zgrabiałe od klikania.

Jak koszula do biura, tak i swetrzysko do home office’u to MUST HAVE. W moim wydaniu – sweter w dziwnie zbliżonym kolorze do koca na pobliskiej kanapie (no dobra, wełna mi została, a eksperyment okazał się ulubionym „ocieplaczem” długich godzin przy biurku).

Smart dress – czyli dlaczego sukienka ratuje życie

Zdecydowanie nie lubię ubierać się wielokrotnie. To dla mnie strata czasu. Może nie każdy tak ma, ale jeżeli wiem, że tego dnia wypada moja kolej zaprowadzenia dzieciaków do placówek, to króluje SMART DRESS (code).

Kiecki to takie ubrania, które dobrze „wystają” spod płaszcza, całkiem przyzwoicie leżą same, no i KLUCZOWE – nie trzeba ich przebierać, aby po powrocie do domu od razu zaczynać robić swoje. Ba! Nawet make-up nie jest nieodzowny! I fryzura! Czas operacyjny o poranku spada do minimum, a jednocześnie wyglądasz jak kobieta i człowiek! Nawet w sytuacji, kiedy plamy z dziecięcych łap jakoś magicznie się do Ciebie przyklejają, zmiana kiecki to jeden ruch – bez zbędnego myślenia, czy te spodnie do tej bluzki, a co ze skarpetami… itd.

No i na takiej przeciętnej kończy się moja zwyczajowa stylówa. Kiecek pasujących do czarnych/cielistych rajtuzów jest u mnie w szafie zdecydowanie najwięcej. Niby jakoś specjalnie ich nie lubię, ale praktyczna oszczędność czasu zdecydowanie wygrywa i noszę nałogowo.

Business casual – czyli koszula do dresu

Tu znowu background ☺
Jako przedsiębiorczyni online, bardzo często konsultuję przy pomocy wideo rozmowy. Niezależnie, czy grupowa, czy indywidualna – kiedy dotyczy pracy, staram się zaznaczyć rozmówcy, że jednak jesteśmy w pracy, a wtedy…

Migusiem zamieniam ukochane swetrzysko na porządną koszulę, a dół pozostaje bez zmian…☺

Dzięki temu, że widzimy się online, średnio do połowy biustu, nawet niedopięty guzik ”ujdzie” ☺ W moim wydaniu – motyw koszuli pociągnięty został do ekstremum ciążowego, kiedy to po prostu nie dopinałam już guzików ze względu na brzuch, a mimo to moi rozmówcy widzieli mnie w wydaniu biznesowym☺ Oj gdyby tylko widzieli, co się działo z moją stylówą poza kadrem. 😛

Niezależnie od tego, co poza kadrem, ważne, że rozmówca nie czuje się zignorowany przez mój strój. I niby nie trzeba, ale jakieś takie poczucie, że w tej branży też można „profesjonalnie” (choć z przymrużeniem oka), pozwala mi rozgraniczać strojem, kiedy spinam się trochę bardziej, a kiedy luz wkrada się w te moje onlajnowe biznesy.

Mały protip dla biznesu

Kiedy mąż (klasyk korpo) mocno zakatarzył w ważny tydzień w pracy i (wielce wyjątkowo) szefostwo pozwoliło mu przeprowadzić dwa wideo spotkania z domu, podszedł do sprawy „po amatorsku”.

Na 15 minut przed callem z zespołem projektowym (branża drogowa, ale to nieistotne, każde korpo projektowe ma podobną stylówę) wbijał się w spodnie służbowe, koszulę, nawet skarpetki zmienił, jak należy.

Po rozmowie numer 1 zapytałam go: “A po co Ci te portki ciasne zamiast dresu? Przecież rozmówcy widzą tylko „górę”. Włosy byś sobie zamiast tego uczesał może raczej, co?”.

No, korpoamator…

Po trzech dniach chorowania opanował już business casual w wydaniu freelancera (uczył się u doświadczonej praktyczki, czyt. MUA) i przyznał z pokorą, że korpo kultura stroju właśnie zyskała nowy wymiar: sickness-mode – business casual. ☺ Ot, taki odpowiednik naszego „zwykłego” business casual freelancerów.

Business casual – z opcją wyjścia

No dobra, żarty żartami, ale business casual to chyba jedyny styl, który trochę pokrywa nam się z korpoświatem…

Nie ma co kryć, że nawet onlajnowe biznesy wymagają czasem spotkań w realu. A to lunch, a to brunch, a to szybki networking.

Nie da się w bamboszach.

Parę przyzwoitych koszuli, porządne jeansy, no i obuwie inne niż skarpety jednak się przydają. Na salony wjeżdża również make-up.

To jedyny moment, kiedy autentycznie cierpię.

Wyolejowana, wypielęgnowana, wymaseczkowana skóra twarzy (wolna od codziennego obowiązku pudrowania) autentycznie woła o pomoc, kiedy upiękniam ją na wyjście.

To chyba jedyna część stroju, która mi nie leży, choćbym nie wiem jak rasowe marki, upraszała o asystę.

Znowu offtopując do korpo – autentycznie podziwiam osoby (i trochę im współczuję), które muszą wbijać się codziennie w rutynę podkładu, pudru, mascary i czego tam jeszcze trzeba ponakładać, żeby czuć się pewniej w korpo casualu ☺

No ale my tu o stroju miałyśmy.

I tu się rozpiszę, bo uważam się za mózg-nie-z tej ziemi.

Wpadłam na pomysł, który po prostu (dla mnie) świetnie działa!

Kiedy wychodzę sieciować (żeby nie było, że networkingową kalkę językową uprawiam) patrzę na tych „amatorów” w identycznych garniturkach, błękitnych koszulach i wypucowanych butkach. Przyjmuję wizytówki, które wyglądają identycznie i zapominam o tych ludziach tak szybko, jak ich poznaję…

Smutne.

Dotarło do mnie, że w środowisku architektów, w którym dotychczas najczęściej się obracałam (moje zaplecze zawodowe i solidna dekada praktyki) jest jeszcze gorzej. WSZYSCY NA CZARNO! I koniecznie w najmodniejszych czarnych oprawkach okularów (niezależnie, czy realnie potrzebują je nosić, czy nie – lans „na Armaniego” musi być).

NO I MNIE OLŚNIŁO!

WYRÓŻNIJ SIĘ LUB ZGIŃ (w czeluściach niepamięci).

Nie da się ukryć, że jeżeli prowadzisz biznes online, to już jesteś kuriozum nie z tej ziemi dla bywalców eventów networkingowych (i tych ogólnodostępnych, i tych dla „elyty” architektonicznej :P). Ten mój genialny pomysł polega na pociągnięciu “efektu WOW” do granic przyswajalności.

Na dobre porzuciłam jednokolorowe lub czarne (o, zgrozo! Uświadomiłam sobie, że nawet takie oprawki mam w szufladzie z okularami!) stonowane stylizacje na rzecz oczoje@#$ch akcentów rękodzielniczych. Jeżeli spokojny dół, to góra KRZYCZY; jeżeli klasyczna koszula, to już pasek koniecznie HANDMADE w barwach tęczy; jeżeli całość w miarę normalna, to już biżu po bandzie. Z jedną myślą w głowie: ”Skoro ja się peszę zagadać, to i oni również! Taki element stroju to już łatwizna. ICE- BREAKER gotowy!”.

I nie pomyliłam się!

Nie tylko ten mój business casual w wersji dla freelancera działa jakoś bardziej ludzko na ludzi, ale też pozwala mi po prostu wykorzystać moc takich spotkań. Nie dość, że korpoświat z przemiłym przymrużeniem oka zagaja rozmowy (wyraz twarzy garniturkointerlokutora, kiedy okazuje się, że ta szalona rękodzielniczka w jasnobłękitnym, dzierganym kardiganie ma coś sensownego do powiedzenia – bezcenny), to jeszcze przemiłym okazuje się kontakt ponetworkingowy, kiedy takie osoby po prostu korzystają z moich usług (najczęściej są to warsztaty mindfulnessowego rękodzieła dla korpoteamów). Najlepsze jest to, że nie muszę nawet „prosić się” o wręczanie wizytówki. Wystarczy, że zostawiam ich raptem kilka. Okazuje się, że inni uczestnicy i organizatorzy na tyle zapamiętują ten mój nieodpowiedni outfit, że któryś ze stałych bywalców podrzuci namiar na „tę panią w takim kolorowym stroju z wielkim wisiorem z jakichś sznurków, tę od rękodzieła.

Oczywiście – ubarwiam nieco, ale ta zasada działa! 

Nie próbuję już wbijać się w oficjalne ubraniowe ramy takich spotkań, bo im bardziej odbiegam od równej kreski, tym mocniej zaznaczam swoją obecność, a sztywno odprasowane panie szybko stają się strategicznymi koleżankami od biznesów przy kawie i… dzierganiu. Panowie również są bardziej skorzy do wspólnych projektów, kiedy nieistniejąca fasada zbędnych „ę” „ą” pozwala na przechodzenie do konkretów bez zbędnych „pro form”.

Garsonka na całego, czyli jak to z tym OFFICIALEM we FREELANSIE

No tutaj żarty się kończą, niestety.

Kiedy udajesz się na spotkanie do prezydenta miasta i ważą się losy dotacji na warsztaty dla kobiet (rękodzieło w wymiarze społecznym to z jednej strony łączenie pokoleń, a z drugiej „bezpieczny krąg” dla kobiet po przejściach, które po prostu w ten sposób wychodzą spoza swojej strefy (dys) komfortu. To zupełnie inny target niż komercyjne warsztaty, ale jednak ta część mojej działalności jest mi bardzo bliska i po ludzku nie stać mnie na sponsorowanie materiałów do bezpłatnych warsztatów, dlatego walczę jak lwica o środki z budżetów miejskich), kiedy spotykasz się z potencjalnym sponsorem projektu społecznego lub gdy po prostu wkraczasz w środowisko grubych ryb, nie ma już miejsca na ukochane swetrzysko.

Ale mimo wszystko – jest miejsce na kropkę nad i! 

Okazuje się, że nawet grzeczniutki mundurek z obowiązkową sztywną koszulą da się „zrękodzielniczyć”. Używam do tego dyskretnej biżuterii – oczywiście autorstwa koleżanek po fachu. Sutaszowe wisiory, kamienne pierścienie, kolczyki z elementem ukrytego w żywicy przekazu – ZAWSZE budzą zainteresowanie. To one służą jako pretekst do małych rozmów. Kończy się wtedy na komentarzach: „A to właśnie na jednym z takich warsztatów społecznych zrobiła dla mnie pani Stefania, która chciała jakoś się odwdzięczyć za nadanie samotnym wieczorom sensu”. (Swoją drogą, pani Stefania po utracie rodziny wypełniała długie popołudnia warsztatowaniem, a z czasem przejęła rolę prowadzącej. Moje skille rękodzielnicze nie dorastają jej do pięt!). Takie opowieści przy okazji sadzą w naszych włodarzach ziarenka, które kiełkują w piękne projekty, wielkie społeczne akcje i niesamowite inicjatywy. Wiem, że pewnie nie raz odbiłabym się od drzwi, gdyby nie te małe dowody, że rękodzieło to już nie tylko zabawa, ale też realne narzędzie społecznej pracy ze społecznością lokalną. ☺

GLAM-LOOK wersja home made

Czasem muszę, inaczej się uduszę. Cytując klasyka. 😛
Jak każda kobieta, czasem mam ogromną chęć pobyć taka ŁAŁ, taka jak z okładki. Tylko okazji brak – bo ani wigilie korpo nie obowiązują we freelansie, ani jakoś specjalnie narady zespołu nie muszą się w pałacowych interiorach odbywać. No to jaka okazja jest dobra, żeby pobyć GLAM? No jaka?

A no taka, jaką sobie stworzysz!

Ave, freelance!

Masz ochotę poszorować po parkiecie w pięknej sukni? Proszę bardzo – wybierz się na wystawę znanego fotografa z tangiem w tle (nie, nie ogarniam tańca, ale już nie przeszkadza mi zakładanie pięknej kiecki i butów, żeby wtopić się w tłum). Wtedy wtapiam się w tłum celowo. ☺ Trochę chcę pobyć taka “poza pracą”. Trochę POBYĆ. POCZUĆ się tak pięknie. Zdzierżam nawet wtedy ciężki makijaż i cały proces straty czasu podczas jego misternego nakładania. Ba! Zdarzy się nawet czasem rozpusta u kosmetyczki, żeby pazur pięknie przyczerwienić. Wszystko w imię GLAM-LOOK freeelancerki. Bo kto powiedział, że skoro nie potrzeba, to nie wolno?

WOLNO! A nawet trzeba!

Dla higieny psychicznej!

Przeplatam (choć nie za często) długie tygodnie w kochanym swetrzysku takim zaskakującym wypadem. Ot, tak dla siebie i koleżanek sto lat niewidzianych. Żeby poczuć się fajnie, żeby zobaczyć inną, równoległą do mojej rzeczywistość, żeby zainspirować się ludźmi z „innej bajki”. No i też trochę, żeby ten mężu się ogarnął i zaprosił czasem na miasto, bo jakoś swetrzysko nie działa na niego tak mobilizująco. 😉

A jak to jest z tym dress code u Ciebie?

No dobra, zaczepiana przyśmiechami na temat pracy w domu, a dokładniej tego, że paraduję całymi dniami w dresie/szlafroku/co najwyżej w wygodnym, wyciągniętym swetrze, postanowiłam się raz, a porządnie rozprawić z tym mitem. Udało mi się? Nie udało?

Oceń sama.

A może dorzucisz swoje trzy grosze do kompendium „Stylówa freelancerki”?

agnieszka@oplotki.pl

 

Przyznaję: nie jestem ekofreakiem, jednak uczę dzieci, ile mogę przykładem i sama nawet w swojej marce inkorporuję less waste, gdzie się da. Ale…

<Rozmawiałam o tym niedawno z najbliższymi przyjaciółmi: mam nieodparte wrażenie, że Ziemia – zupełnie jak matka – mówiła do nas grzecznie, powtarzała stanowczo, czasem nawet podniosła wrzask i przetoczyła rozwścieczona huraganem przez salon, ale nie słuchaliśmy.

Musiała zabrać nam zabawki, żebyśmy w końcu spojrzeli jej w oczy.

Nie musi nawet nic więcej mówić. Ta głośna cisza chyba w końcu uzmysławia nam, że tych konsekwencji będzie więcej.

To mądra matka. Ona wie, że nie potrzebuje karać. Konsekwencje nauczą nas wiele więcej.

Wiesz, w całym tym szaleństwie czułam się winna.

Obłęd!

Czułam się winna, że się cieszę.

Oczywiście nie z powodu samego wirusa, ale cieszę się, że w końcu mogę być z moją rodziną 24/7 bez tej walki o wydzieranie każdej wspólnej godziny ze szponów rzeczywistości, obowiązków większych i mniejszych. W końcu w darze od codzienności dostanę ciepłe ciało męża obok mojego (zamiast jego pobudki około 5:00, którą zazwyczaj przesypiam), w końcu tuptające o świcie do naszej sypialni zimne bose stópki starszaków (6- i 4-latka) będą grzały się pod moją kołdrą, aż burczące brzuchy nie wyciągną nas do kuchni na WSPÓLNE, POWOLNE śniadanie.

Bez ponaglania, bez pospieszania, bez tego ciągłego ciśnienia, że coś musisz, trzeba i to JUŻ. Nagle te proste chwile niewarte naszej uwagi stały się tak cenne tylko dlatego, że w końcu widzimy, jak mogą być ulotne.

Mam wrażenie, że tę lekcję odrobiłam już jakiś czas temu. Wtedy, kiedy pierwszy raz zostałam mamą i zmieniłam kierunek zawodowy o 180 stopni właśnie po to, aby świadomie czerpać garściami z hojnej obfitości takich chwil.

Długo jednak czułam, że mój mąż nie miał tego przywileju.

I BUM. Wirus. Zamknięte szkoły i przedszkola = nasza decyzja (męża pracodawca oficjalnie jeszcze na to nie pozwala, ale pewnie lada chwila tak będzie „z nakazu”) = WSZYSCY zostajemy w domu. Tzn. ZMUSZAM go do pracy zdalnej.

Ja nie odczułam bardzo mocno tej zmiany, bo sama na co dzień pracuję online (to była świadoma, choć pracochłonna decyzja już kilka lat temu, aby być obecną mamą trójki dzieci zamiast architektem na wiecznej smyczy klientów). Szpagat między zasmarkanym noskiem a pilnym spotkaniem to dla mnie nie pierwszyzna.

praca zdalna oplotki

Byłam jednak zdruzgotana rzeczywistością mojego męża. Praca (czyt. 8 h w biurze plus średnio 1,5 h na dotarcie i powrót) nagle zamieniła się na (dokładnie takie samo) klikanie z domu.

Uśmiechasz się pewnie pod nosem.

Ja też się uśmiechałam, dopóki mnie nie uderzyła ta myśl.

Przecież on w domu opowiadał, jaki jest wykończony pracą (a w pracy pewnie narzekał na ogrom obowiązków w domu, choć w rzeczywistości robił przestrzeń na thriatlonowy trening, he, he), ale kiedy zobaczyłam, jak ta praca w rzeczywistości wygląda…

OLŚNIŁO MNIE!

Przecież to praca taka jak moja! Może nawet nie taka trudna, bo wyrabiał się w domu w jakieś 4-5 godzin z zadaniami przeznaczonymi na 8. Pewnie troszkę odpadło tych lunchów, kawusi i „przewietrzania”, żeby nie bolały plecki, oczka ;).

Tylko że oprócz pracy to JA czuję się odpowiedzialna za całą resztę rodzinnej logistyki i „ogarniam”. I żeby była jasność: przez „ogarniam” nie rozumiem tego, że tyram cykl pranie-sprzątanie-obiady (zakładam, że ten PRL jako kobiety mamy już za sobą). Raczej to, że bez mojego nakazu nic się nie dzieje.

Logistyka domowego ogniska to ciągle, niestety, jeszcze MOJA odpowiedzialność. Za to “pomaganie” trzeba nagradzać, bo jak nie to foch i „sama sobie myj ten kibel”.
No dobra, może trochę mnie poniosło (he, he), ale rozumiesz, o czym piszę? Taka decyzja na przykład o pani, która wpada, żeby posprzątać raz w tygodniu, i tak raczej wynikała z mojej inicjatywy, chociaż to jego miała odciążać. Po ludzku: wolałam mieć faceta do domowej rozmowy, zamiast szorować podłogi w tych strzępach czasu, które mamy dla siebie wspólnie.

Czy ON przetrwa tę presję? Już teraz blady jak ściana narzeka na ogromny stres związany z pracą z domu (“A co, jak Tomuś wejdzie do pokoju w trakcie mojego spotkania online?!”).

I BUM. Tu mogłabym włączyć feministyczną płytę itp. Pokazywałabym pewnie, jakie to my silne, oni słabi, jak my sobie radzimy, oni nie, jak to dobrze im teraz i mają nauczkę.

Przyznaję: trochę sobie poużywałam w ten deseń. Ale po (dłuższej) chwili do mnie dotarło.

To dla nich RZECZYWISTY stres!

Kiedy kobieta przeprosi, że synek wtargnął na spotkanie grupy projektowej, każdy jakoś wpada w myślowe koleiny: och, jaka dzielna kobieta, tak dobrze żongluje tymi rolami matki-profesjonalistki jak prawdziwa bohaterka! Zresztą takie akcje w moim biznesie są na porządku dziennym i wręcz traktuję je jako nieodłączny element pozycjonowania.

Ale ciekawe, co tam sobie myślą korpokumple (najczęściej bezdzietni wyjadacze w fit ciałach obleczonych w sztywne kołnierzyki), kiedy ich równie profesjonalny na co dzień kolega nagle jest również ojcem, mężem, RÓWNORZĘDNYM domoogarniaczem, a nie hołubionym za wyniesione śmieci okazyjnym pomagaczem???

I nagle do mnie dotarło.
Podczas gdy empowerment kobiet przetacza się wielką falą przez naszą rzeczywistość, mężczyznom coraz trudniej jest się w tym wszystkim odnaleźć.

Podczas gdy my bierzemy udział w tej naszej małej wielkiej cyfrowej rewolucji, umożliwiającej nam bezszwowe łączenie roli mamy, przedsiębiorczyni, kobiety, żony (i pewnie jeszcze jakiejś setki innych), prowadzimy sobie z coraz większym powodzeniem te online biznesy…

…oni najczęściej jeszcze ciągle mentalnie tkwią w jedynej znanej im definicji sukcesu: „Fura, skóra, komóra”. I może choć teraz to jest bardziej: “Dobrze zarabiaj – trenuj thriatlon/bieganie/crossfit/czy-co-tam-teraz-modne-w-korpolandzie – pokazuj siłę/kontrolę/jak-ja-to-ogarniam-zagraniczne-wczasy-najlepsze-szkoły-dla-dzieci-i-pakiet-modnych-zajęć-dla-całej-rodzinki”, to jednak ciągle jest to ten sam model sukcesu, co zawsze.

 Taki, w którym nie mieści się coś takiego jak:

– zdecyduj, żeby zarabiać mniej, ale mieć CZAS dla rodziny;
– bądź gotów odpuścić w pracy, żeby po prostu zająć się małym chorym dzieckiem, bo chcesz wspierać żonę w jej zawodowej drodze;
– zrób miejsce na spontaniczny spacer tylko dlatego, że córka poprosiła;
– bądź aktywny. Dla siebie nie dla kolejnego medalu / instafoci / świętowania, że urwałeś pół minuty więcej niż kumpel z personalnym trenerem;
– brak wyścigu;
– zaglądanie w SWOJE potrzeby, SWOJE cele, SWOJE DEFINICJE SUKCESU.

definicja sukcesu oplotki

My mamy całe plemię kobiet, które poklepie po plecach za to, że szukasz własnej definicji sukcesu w takim balansie między pracą a rodziną, jaki dla CIEBIE jest odpowiedni. Bo my, kobiety, potrafimy o tym po prostu pogadać.

ONI NIE POTRAFIĄ. 

I tak. Możemy sobie usiąść i pomyśleć: to teraz mężu MASZ! Nauczysz się, jak to kobiety przez lata miały pod górkę! W tym ciągłym rozkroku między ambicjami zawodowymi i rodzinnymi! Możemy w końcu ukarać tego swojego męża za tych wszystkich, którzy w naszej drodze robili wiecznie pod górkę.

Możemy!

Ale możemy też wykorzystać ten wspólny przymusowy wirusowy czas na to, aby POROZMAWIAĆ.
supermoc kobiet oplotki

Podzielmy się tą naszą kobiecą supermocą, którą trenuje w nas społeczeństwo od małego. Tą supermocą, która w momencie największej próby (tak, mówię o macierzyństwie) pozwoliła nam przedefiniować się na nowo.

EMPATIA. ROZMOWA. POMOC. Elastyczne podejście do rzeczywistości i chęć kreowania jej dla siebie na nowo według SWOJEJ definicji.

Zapytałam więc (choć z wielkim strachem), co jest dla niego najważniejsze.

I wiesz co?

Dokładnie to samo, co dla mnie.

Tylko trochę inaczej nas wychowywano.

wykorzystaj czas oplotki

Może wykorzystajmy ten darowany wspólny czas, żeby po prostu pogadać z naszymi facetami o tej zawodowej i mentalnej rewolucji kobiet, w której oni też mogą wziąć udział. I to jako w pełni męscy mężczyźni. W pełni odnoszący sukces mężczyźni. 

Pogadajmy o naszych indywidualnych celach.

I tych wspólnych też.

Może ten wirus to dla nas prezent od Matki Natury…?

Takie wiesz, brzydkie puzzle, które są trochę za trudne na nasz wiek, ale po kilku latach staną się najcenniejszą zabawką edukacyjną.
Może się okazać, że nasi panowie rozumieją sukces dokładnie tak jak my (mówię tu o takim indywidualnym balansie między rodziną a ambicją), tylko społeczeństwo kazało im czuć się niepełnym facetem, kiedy nie koszą po drodze kokosów kosztem pielęgnowania wrażliwości i tej dzikiej radochy z małych pięknych chwil.

Może ta nasza wspólna mądra MATKA stworzyła nas bardziej podobnymi, niż nam się wydaje? Tylko my tak sobie jakoś słabiutko te zabawki po drodze wybieraliśmy, że coraz trudniej było nam się bawić wspólnie?

bądźcie ze sobą oplotki

Może ten wirus i ta cała kwarantanna to taki czas, kiedy MATKA w swojej mądrości wrzuca te zabawki do kosza, zamyka w jednym pokoju, aż w końcu przytulimy się jak dzieci? Tak bez podtekstów, bez ukrytych interesów, tak w wielkim poczuciu, że więcej nas dzieli niż łączy?

 

Masz dosyć narzuconych definicji szczęścia?

POZNAJ SEKRET SUKCESU NA WŁASNYCH WARUNKACH

i bądź pierwszą osobą, która przeczyta książkę

 

OPLOTKI. SUKCES HANDMADE.

 

Książka, w której zawarłam lekcje i wskazówki, jak zbudować własną definicję sukcesu na bazie mojej wyboistej drogi.

Porcja skondensowanej wiedzy w cenie dostosowanej do każdego budżetu.

Treść, którą pochłoniesz przy parującym kubku w ulubionym fotelu, w dowolnym miejscu i czasie.